Indianer dzisiaj umarł....
Rano zadzwoniła pani doktor, że są objawy neurologiczne, które nasilają się w bardzo szybkim tempie. Prosiłam, żeby podała wszystkie możliwe leki i ratowała go. Za jakis czas zadzwoniła z prosbą o wyrażenie zgody na eutanazję.
Indi miał porażenie całego ciała, nierównomiernie rozszerzone zrenice jedna była szeroka a druga zwężona, potworny slinotok, drgawki ale nie spowodowane gorączką, problemy z oddychaniem. Dostał steryd ale nie zdążył zadziałać, kroplówka nie zdążyła zlecieć. Jego ciało było nienaturalnie powyginane.
Niestety najprawdopodobniej doszło do jakiegos zakażenia w mózgu. Kocurek był zbyt słaby, zaniedbany i niedozywiony i organizm nie poradził sobie z zakażeniem. Wszyscy zdawalismy sobie sprawę, że rokowania są niepewne, że różnie może być ale po wczorajszej poprawie po przedwczorajszym kryzysie bylismy przekonani, że jestesmy już na ostatniej prostej do zdrowia.
Tymczasem to była chwilowa poprawa chwilę przed smiercią
Gdyby, ktos sobie życzył Pani doktor nagrała którki filmik z ostatnich chwil życia Indiego, ponieważ próbowała na szybko szukać pomocy i konsultować, żeby za wszelką cenę ratować jego życie. Ja nie odważyłam się tego zobaczyć. Niestety Indi poddał się i wybrał, życie za Tęczowym mostem bez bólu i cierpienia.
Jest mi cholernie smutno, czuje ogromny zal i rozgoryczenie i jestem wsciekła na cały swiat, że Indi został tak okrutnie potraktowany przez życie. Jedynym pocieszeniem jest to że umarł bezpieczny i otoczony naszą miłoscią...