echh piszę szybciutko bo zaraz do szkoły lecę

no więc "mój" krówek (tymczasowo bezimienny - jakieś propozycje?) już w pełni doszedł do siebie po narkozie....i niestety baaaardzo jest wystraszony

daje się dotykać, ale tylko wtedy gdy jest w klatce w swoim pudełku, w którym czuje się bezpiecznie w miarę...niestety mieliśmy już niemiłe starcie dziś w nocy

kocio baaardzo płakał (rany musze sobie jakieś zatyczki do uszu skombinować, bo jak tak dalej pójdzie to nieprzytomna będę chodzić), więc chcąc go pocieszyć otworzyłam klatkę, a on czmychnął i wcisnął się w najciemniejszy róg pokoju...nie mogłam pozwolić mu zostać "luzem" na resztę nocy, bo w moim pokoju śpi również pies i fretka, więc za duże ryzyko by było...no i niestety odniosłam spore rany wojenne, bo kot łatwo się nie chciał poddać...mogłam go głaskać, ale wzięcie na ręce równało się krwi na moich rękach

...ale udało się po kilkunastu minutach, bez szkód dla kota...gorzej ze mną

...także wychodzi z niego mały dzikusek niestety

widać te miesiące kiedy ludzie potzrebni byli tylko do dostarczenia jedzonka...kurcze nie wiem za bardzo co o tym myśleć...w klatce kot jest miziowaty (oczywiście bardzo nieśmiało, ale czasem jak się zapomni, że należy się mnie bać, to nawet zaczyna ugniatać kocyk

), ale to co się działo wczoraj w nocy....istny horror....ja wiem, że on nie robi tego złośliwie - on się poprostu bardzo boi....ale najgorsze jest to, że ja się zaczynam bać jego

myślę, że oswojenie go i przyzwyczajenie do życia w domu to nie będzie kwestia kilku dni, ale niestety tygodni, albo nawet miesięcy....rany ja nie mogę go tak długo trzymać, a kto weźmie takiego nieszczęśnika, który z paniką w oczach syczy na człowieka

rany pomóżnie, poradźcie co robić z nim...szkoda chłopaka, bo wyraźnie ma zadatki na przymilaska...ale to tego potrzeba jeszcze duuużo pracy i przelanej krwii
echhh, nie wiem co mam robić
