Po pierwsze: dobra wiadomosc

DRACUL zostal wyadoptowany
Zas reszta mojego "urlopu"...no coz.
Znalazlam dla rodzenstwa Manolo DT, wiec wybralam sie z trasporterem zeby je lapac. Na miejscu okazalo sie, ze mama przeniosla kociaki do studzienki sciekowej (deszczowej), i mam zagwozdke, bo to inny przypadek jak "glutki z dziury", gdzie wykladam jedzonko, czekam na wychylajaca sie glowke, ktora...CAP!!!! nie, nie, bo dzieciaki ze studzienki musza najpierw przejsc przez rure, pozniej pod kratka, az do cienkiego wyjscia. Widza mnie jak stoje nad nimi, tak wiec plan zlapania ich przy wyjsciu za krata=odpada. Nie ma tez mozliwosci zlapac je jak sa pod krata, bo palce mi nie dosciegna do dna, a pozniej manipulacja jest raczej niemozliwa, szczegolnie ze trzeba liczyc sie z tym, ze taki maly kot moze sie wsciec!!!! Jedynym rozwiazaniem jest podniesienie kraty i czekanie. Kraty podniesc sie nie da, bo jest przyspawana, ale mozna podniesc taki plastykowe zamkniecie za krata, ktore daja mi sdostep do malego pomieszczenia z ktorego wychodza dwa otwory. Jeden "aniol" widzac moje zasepieni, bardzo skrzetnie mi w tym pomogl, ale o tym za chwile...
Kiedt tak stalam i dumalam nad sytuacja, zobaczylam jakies biegajace futra, ktore nie bylu "dziecmi ze studzienki", gdyz biegaly po zupelnie innym ogrodzie. Niewiele myslac, poszlam po nie
Przeskoczylismy ogrodzenie (razem z Danim, ktory jest niezawodny w takich akcjach), i zaczailismy sie na maluchy. Dani zaczal je lapac...no niezbyt profesionalnie, gdyz za tlow, nie za kark, co spowodowalo, ze jeden maluch zwinny ja kobra, wbil mu sie z calej sily w palec....swoimi malymi zabkami

Na szczescie palec nie do wymiany, jakos sie to zagoilo

Pomine czesc, jak to nowe dzieciaki musialy spedzic w odosobnieniu dzien i noc (biedaczki), a przejde do konkretow. Po wizycie u weta calego towarzystwa (razem...7 kociakow), po zrobienu testow, odrobaczeniu, wykapaniu i innych takich, nie zawsze przyjemnych czynnosciach, okazalo sie ze mamy: (tamtaratammmm-bebny)
1. FOFO, najmniejszy z rodzenstwa z ogrodu, czarny z szarymi prazkami, troche "przydymiony", to on ugryzl z calej sily Daniego w palec. Teraz biega za mna po mieszkaniu, wchodzi na kolana, zaczepia, podgryzuje, no wspanialy. mily kociak

wlacza motor przy dotknieciu.

2. FOXY, lekko przestraszona wciaz panienka, chociaz powoli podchodzi do mnie, niezwykle zabawna i skoczna

3. PELUDO, kociak o wyjatkowo dlugich wasach, brwiach i futerku, bidulek, w siersci mial kilogramy zielonych kuleczek poprzyczepianych blisko skory (jakas roslina, taki tutejszy "rzep"), myslalam, ze trzeba bedzie go wygolic, ale udalo sie wyczesac wszystko w 3 sekundy przy uzyciu specjalnego wetowskiego grzbienia. Na poczatku nieufny, prychajacy, teraz sam wspona sie na lozko i prosi o glaski, ociera sie buzia o moja twarz...slodki i kochany.

4. KALI-LILITH Najmniejsza z miotu "glutkow z dziury", caly czas walczymy z nawracajacym sie lzawieniem oczu, trzeba jej pomagac przy toalecie, gdyz sama sie nie muyje. Ja mowie o niej ze jest "opozniona". lub "autystyczna". Woli spedzac czas sama, nie uczestniczy w ganiankach-chociaz podobaja jej sie zabawy wedka, bardzo spokojna jak na kociaka.

5. MEFISTO, )glutek z dziury, ten, ktory dziabnal weta przy pierwszej kontroli) ten ktory pierwszy zaczal przychodzic do mnie na lozko, pieknie umaszczony: jak Fofo, czarny z szarymi prazkami i jasnymi obwodkami wokol oczu. Maly szaleniec i skoczek


6. ARES-najwiekszy z rodzenstwa "glutkow z dziury", poczatkowa niesmialosc i strach juz nie wystepuja, szalenie zabawny, kocha wyscigi i chyba mnie lubi

cmoka i podgryza palce, lubi gdy go czesze....

7. MANOLO-jedyny wyciagniety malec z "dzieciakow ze studzienki=bo wtedy mieszkaly w ogrodzie i bylo latwo. Troszke nieufny, ale daje sie glaskac i brac na rece, taki puchaty

sierc poldluga

I kilka foteczek z zycia codziennego






O "niedzwiedziej przysludze" juz za chwile

(lub za dwie...)