Walka z lekooporną padaczką... i niespodziewana wygrana!

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Śro lip 01, 2015 9:39 Walka z lekooporną padaczką... i niespodziewana wygrana!

Witam wszystkich Forumowiczów.
Mam do opowiedzenia historię naszego ukochanego kota. Wygraliśmy walkę z chorobą. Chcemy podzielić się zdobytym doświadczeniem.
Wiem, że temat nie jest często poruszany. Mam nadzieję, że nikomu się nigdy nie przyda.
Mamy młodego wykastrowanego kocurka. Niecałe półtora roku. Kotek jest już spory. Przeobraża się powoli w dorosłego indywidualistę, a jeszcze niedawno był małą kocią przylepką:)
Wszystko było w porządku ze zdrowiem, aż do dnia, kiedy kot przyszedł do nas miaucząc, z poślinioną obficie kryzą. Poza tym, że był niespokojny, nie zdradzał innych niepokojących objawów. Pojechaliśmy do naszego weterynarza. Diagnoza: zapalenie dziąseł. Antybiotyk, steryd. Rzeczywiście zaczerwienione. U takiego młodego kotka. - Czyżby zapalenie dziąseł na tle autoimmunologicznym? Zaczęliśmy szukać.

koneko

Avatar użytkownika
 
Posty: 25
Od: Nie cze 28, 2015 17:40

Post » Śro lip 01, 2015 10:48 Walka z lekooporną padaczką... i niespodziewana wygrana!

Przez tydzień podawaliśmy antybiotyk. Poprawiło się. Skończyliśmy podawać leki i na drugi dzień kot przychodzi skądś z mieszkania z zaślinioną kryzą. Tuli się do nas, wyraźnie jest coś nie tak. Antybiotyk, druga seria. - Na pewno jeszcze nie wszystko wyleczone. Podaliśmy na własną rękę witaminę C. Mówił o tym i hodowca i koleżanka, której kotek żył ponad dwadzieścia lat (dwadzieścia lat doświadczenia do nas najbardziej przemówiło:). Witaminka w kropelkach taka dla niemowlaczków. Dziąsła się tym razem całkiem wyleczyły (pewnie nie na długo - musimy zająć się tym kamieniem...). Kotu poprawił się humor i apetyt. Ale ten najbardziej alarmujący problem narastał. Kot biega po mieszkaniu, szuka miejsca gdzie by się wcisnąć, ślini się. Raz w tygodniu, potem raz na trzy dni. W im lepszej był formie, tym częściej się to zdarzało. - To nie padaczka, bo kot jest aktywny, nie ma drgawek. Trzeba obserwować. - To usłyszeliśmy.
Zastanawialiśmy się co to może być, że nasz wychuchany maluszek ma takie problemy. Czy to coś z psychiką? Może ma jakieś koszmarne sny? Zawsze zdarzało się to, kiedy kot odpoczywał. Zawsze maksymalnie do południa...

koneko

Avatar użytkownika
 
Posty: 25
Od: Nie cze 28, 2015 17:40

Post » Śro lip 01, 2015 11:25 Walka z lekooporną padaczką... i niespodziewana wygrana!

Kolejne pytania. Przeszukiwanie stron internetowych pod kątem takich dziwnych schorzeń, których objawem jest ślinotok, niepokój. Dodam, że kot wszystko pięknie zjadał, trawił normalnie, więc był twardy orzech do zgryzienia. Wciąż w głowie dźwięczało mi słowo padaczka. Ale nie traciliśmy jeszcze głowy. Myślałam o tym na okrągło. A to, że nowy worek karmy otworzyliśmy - i czy to czasem nie jakaś zatruta partia. A to, że ostatnio z mięsek tylko krówka smakowała, a drób nie. Może odświeżają tę wołowinę? Różne rzeczy przecież w przemyśle masarskim potrafi wyczyniać nieuczciwy sprzedawca. Cały czas ten sam sklep z mięsem - a może ta trucizna się kumuluje z czasem? A może kot połknął jakąś tabletkę, która spadła mojemu tacie na podłogę. A może proszek gdzieś w łazience rozsypany i kot się w nim wytarzał, a potem zlizał? A może benzoesan sodu dodają do suchej karmy i też się kumuluje? A może miska powinna być za szkła, a nie ze stali nierdzewnej. A może dieta za mało zróżnicowana? Może taka burza mózgów niewiele nam na wtedy dała, ale potem okazała się bardzo pomocna. Przede wszystkim koncentrowaliśmy się jednak na głowie. Może to guz? Może się uderzył? - Może krwiak. Może zatruł się nikotyną? - Pół roku wcześniej (wiem, że to śmieszne, ale tonący brzytwy się chwyta) przyszedł do nas w odwiedziny wujek tak doszczętnie przesiąknięty nikotyną, że dla niepalących zwyczajnie śmierdział. Kot trochę czasu spędził w tym samym pokoju. Ale podczas wizyty nie palił. Nie zgubił więc nigdzie papierosa, który kocina gdzieś by pałaszowała na raty. A może to te dziąsła - może choroba autoimmunologiczna. Wszystko w obrębie głowy. Przeciwciałom do mózgu niedaleko. Uszy zdrowe, łebek nie boli przy głaskaniu czy obmacywaniu.

koneko

Avatar użytkownika
 
Posty: 25
Od: Nie cze 28, 2015 17:40

Post » Śro lip 01, 2015 11:49 Walka z lekooporną padaczką... i niespodziewana wygrana!

Poszukiwania w internecie, książce "Co dolega mojemu kotu", przepytywanie weterynarza... Dogadzanie kocinie, szukanie najlepszych kąsków, ciągła uwaga. W końcu przyszło nam do głowy (po lekturze stron poświęconych padaczce), że po prostu nie widzimy, co się dzieje na początku ataku. (Już wtedy określaliśmy takie zachowanie "atakiem"). I kot zwyczajnie przychodzi do nas, jak już się ocknie. Ataki padaczki wyglądają przerażająco, a tu wszystko odbywało się po cichutku, podczas pośniadaniowej sjesty... Może małe ataki? Odpowiedź szybko nadeszła. W Boże Ciało naszą ukochaną kruszynką wstrząsnął krótki atak. Wszystko odbyło się na naszych oczach. Kot spadł mi w ramiona ze swojego drapaka. Pracował szybciutko łapkami, wykręcał główkę, szczękał zębami, ślinił się. Ledwo go utrzymałam. Trwało to z dziesięć sekund. Po chwili zmiękł (jakby ktoś zapalił mu światło) i chciał za wszelką cenę uciekać. Nie puściłam go, otuliłam kocem i tak sobie razem siedzieliśmy. Mama i jej koci dzidziuś wtuleni w siebie i tak samo przerażeni.

koneko

Avatar użytkownika
 
Posty: 25
Od: Nie cze 28, 2015 17:40

Post » Śro lip 01, 2015 12:10 Re: Walka z lekooporną padaczką... i niespodziewana wygrana!

"Kot trochę czasu spędził w tym samym pokoju. Ale podczas wizyty nie palił." - pewnie popala sobie, jak nie widzicie, stąd te kłopoty ;) "Opowiem ci bajkę, jak kot palił fajkę, a kocica papierosa, przypaliła sobie nosa" - takim wierszykiem raczono mnie w dzieciństwie.

Fajnie się czyta takie wątki zatroskanych właścicieli, jak z tytułu wiadomo, że będzie happy end :)

Wasylisa

 
Posty: 990
Od: Sob lis 02, 2013 14:43

Post » Śro lip 01, 2015 12:28 Walka z lekooporną padaczką... i niespodziewana wygrana!

Tu już przyznaję, że sięgnęliśmy dna. Świat nam runął na głowę. Jednak padaczka. Biegiem do naszego weterynarza (lecznica 24 h). - Nasz kot miał atak padaczki. Prawdopodobnie nie pierwszy, ale pierwszy raz tak silny. Trwał bardzo krótko - kilkanaście sekund. Kot nie miał wtedy świadomości. Ale zaraz potem obudził się, zmiękł i bardzo się bał - chciał gdzieś uciekać. Jak się tylko oswoił, ruszył do miski i zjadł całą porcję suchej karmy. - Hmm... padaczkę u kotów leczy się luminalem (fenobarbital). Dawka na kilogram jest taka a taka. Ile kot waży? Będą państwo podawać tę dawkę dwa razy dziennie. - Rozumiem. Ale to bardzo silny lek. Czy kot będzie się dobrze czuł? - Tak, bardzo dobrze tolerowany przez koty. Będziemy ustalać najmniejszą efektywną dawkę. Spokojnie. Tutaj recepta. - A czy nie ma innych leków? (Fenobarbital to lek psychotropowy. Nie tam jakieś witaminki, tylko konkretne działanie ośrodkowe plus toksyczne efekty uboczne dla kocich słabych metabolizerów...). - Ten lek jest najlepszy. Dla psów jest jeszcze to, jeszcze tamto, ale u kotów nie ma tak dużo doświadczeń w leczeniu. Luminal - dobry wybór. - Bardzo dziękujemy. Wykupimy lek i zaczynamy podawać.
Podaliśmy pierwszą porcję, po której kot leżał jak śnięta ryba na dywaniku w łazience do wieczora. Ale atak się nie powtórzył. Rozpacz. Takie myśli jak "nie ma doświadczenia w leczeniu padaczki u kotów", "padaczka idiopatyczna", "do końca życia", "trzeba ustalić dawkę leku", "czy lek zadziała", "lek jest toksyczny" i obraz kruszynki tak bezgranicznie bezbronnej, przebiegały mi przez głowę z prędkością światła. Na drugi dzień podałam połowę dawki. Wystarczyło. Minął weekend, zaczął się kolejny tydzień. Kot odzyskiwał siły, humor, apetyt. Nie było idealnie. - Nadal sporo spał i to głębiej niż zwykle. Brak doświadczeń w leczeniu padaczki. Nie wierzę. Nie dość, że taka ciężka choroba, to jeszcze nie wiadomo jak ją leczyć. Postanowiliśmy jechać na konsultację, badanie neurologiczne do innego lekarza. Ale do którego? (Nie mieszkamy w Warszawie i na razie wyprawa do stolicy nie była dla mnie opcją). Koleżanka dała mi telefon do swojej lekarki. Czekaliśmy na konsultację cały tydzień (pracowaliśmy w tych samych godzinach). W tym czasie eksperymentowaliśmy i bez końca czytaliśmy wszystko, na co tylko trafiliśmy w internecie. Sporo pożytecznych rad i ciekawych stron, ale nie rozwiązało to naszych problemów.

koneko

Avatar użytkownika
 
Posty: 25
Od: Nie cze 28, 2015 17:40

Post » Śro lip 01, 2015 12:34 Re: Walka z lekooporną padaczką... i niespodziewana wygrana!

Prawda? Kocina wróciła już do siebie, śpi na kocyku i tylko czeka na smyranie:) - znaleźliśmy odpowiedź na nasze pytania, choć pewnie nie na wszystkie:) Ale w krótkim czasie sporo przeszliśmy. Myślę o takich zagubionych rodzicach jak my - może coś podpowiemy. Tak jak mówię - oby się nie przydało nikomu. A ta nikotyna...:) To była poważnie obgadana opcja:) Teraz też się z tego śmieję:)

koneko

Avatar użytkownika
 
Posty: 25
Od: Nie cze 28, 2015 17:40

Post » Śro lip 01, 2015 12:58 Re: Walka z lekooporną padaczką... i niespodziewana wygrana!

Dobrze nam szło z lekiem. Prawie się zadowoliliśmy. Bez ataków chyba z pięć dni. Zmniejszamy dawkę o połowę. Duży błąd. Kot sześć godzin po tabletce miał kolejny atak. :201435 Powrót do poprzedniej dawki, wyrzuty sumienia. Wytrzymaliśmy do poniedziałku. Do dnia konsultacji. Te same efektywne dawki. Rano atak. Po południu do pani doktor. Najukochańsza kocia ciocia, jaką spotkaliśmy. Wypytała chyba o wszystko, badania krwi włącznie z elektrolitami, plan dalszych ewentualnych badań, telefoniczny kontakt i spotkanie na omówienie wyników. Byliśmy w siódmym niebie. Wyniki trochę zwichrowane, ale nie skrajnie i bez konkretnych tropów. (Zawód. Liczyliśmy, że coś namacalnego wyjdzie na jaw...). Mniejsza glukoza, ale to błąd oznaczenia może być, magnezu mało, wapnia dużo. Podajemy magnez. Przechodzimy na lżejszy lek. Mało toksyczny dla kotów (choć w "ludzkiej" książce napisali, że rakotwórczy w badaniach na zwierzętach) z grupy benzodiazepin. Jakoś przełknęłam fakt, że na dłużej, że dalej szukamy. Parę dni dobrze. Potem atak o czternastej. Następnego dnia o dziesiątej. Zwiększamy dawkę. Kolejny dzień - atak o dziewiątej... Nie mogłam już w ogóle o tym rozmawiać. Dzwoniłam do lekarki, zaczynałam płakać, a ona czekała aż się uspokoję i zacznę opowiadać. Doszedł też nowy objaw. Atak zawsze w tym samym miejscu. Łapki, główka, ślinotok, a pod koniec ataku uderzanie z rozmysłem z całej siły w przeszkody - komputer, szafę. Jak go nie znaleźliśmy na czas to potrafił skakać i uderzać głową w to, co przed nim było raz za razem. Wymiana myśli - podpowie coś tylko badanie obrazowe głowy. Codziennie atak. Nie było czasu do stracenia. Umówiliśmy się w ostatniej chwili, przed urlopem pani doktor na rezonans w Warszawie. I jeszcze po badaniu przyjmował akurat lekarz polecany również na tym forum. Akcja Warszawa...

koneko

Avatar użytkownika
 
Posty: 25
Od: Nie cze 28, 2015 17:40

Post » Śro lip 01, 2015 13:25 Walka z lekooporną padaczką... i niespodziewana wygrana!

Przegłodziliśmy kocinę i wyruszyliśmy na badanie. Kot czy to z emocji, czy wysłuchał jak mamusia prosiła, żeby się tylko nic nie stało po drodze, nie miał nawet zaczątku ataku. Dojechaliśmy na badanie i to był ostatni przystanek naszego samochodu. Z lodowatą obojętnością zarejestrowałam, że wycieka nam cały płyn z chłodnicy na parking, spakowałam kota i na badanie. Mąż walczył o samochód, a ja o kocinę. Pani doktor anestezjolog pytała mnie o zdrowie kocurka i podpowiedziała kilka rzeczy, które narzuciły jej się po przejrzeniu badań. Kot wytrzymał bardzo dzielnie do narkozy (tyle godzin po serii codziennych ataków). Rezonans wykazał, że z głową wszystko w porządku. - Żadnego raka, widocznego urazu, obrzęku, anomalii... Wiem, że ogniska padaczki nie widać, ale przy tej chorobie szuka się tak długo, aż się znajdzie. Albo i nie znajdzie. Pani doktor zwróciła mi uwagę na napięty brzuszek. Nie powiem - jesteśmy dość puchaci i grubokościści:), więc nikt nam tego brzuszka wcześniej nie zdążył pomacać, bo nie zwracał na to uwagi. A i wydarzenia następowały po sobie bardzo szybko. Zauważyłam wprawdzie, że brzuszek jest bardziej napięty, ale myślałam, że to przez leki. Kot uwielbia, żeby go smyrać po brzuchu, a nawet masować. Przez to, że obchodziliśmy się jak z jajkiem (a to przecież kot:), zaprzestaliśmy też pieszczotek intensywniejszych i umknęło... Konsultacja u lekarza. Badanie neurologiczne odpada - po narkozie kot przytomny, ale jak tylko chwilkę leży w spokoju - zasypia. Wywiad. Sugestia: może przetrwałe zapalenie mózgu. Nowy lek na padaczkę (trzeci) - znowu silny psychotrop... (niszczący wątrobę), bo koty świetnie na niego reagują. I steryd. - A brzuszek? - Można usg zrobić. Koniec wizyty. Do domu wracaliśmy lawetą...

koneko

Avatar użytkownika
 
Posty: 25
Od: Nie cze 28, 2015 17:40

Post » Śro lip 01, 2015 14:02 Walka z lekooporną padaczką... i niespodziewana wygrana!

Jak już oprzytomnieliśmy po przeżyciach i nasza kocinka ukochana doszła w miarę do siebie, zaczęliśmy główkować od nowa. Co mówiła pani anestezjolog? Że wołowinka nie najzdrowsza. - Lepszy indyk i gotowany kurczak. Że był przypadek tak silnych kolek u pieska, że aż dostawał drgawek. Z głową wszystko w porządku. Uczepiliśmy się tego brzuszka. Macamy, oglądamy. Rzeczywiście. Przypomina trochę krówkę - boczki okrąglejsze. Przechodzimy na indyka. Kot zjada trochę. Dzień przerwy. Rano już żwawiutki jak szczygiełek, śpiewa po staremu (bo to taki ranny ptaszek i kotek w jednym:), wcina indyka aż się uszy trzęsą. Tabletka (ta sama cały czas, nie przeszliśmy jeszcze na diazepam). Pół godziny i atak.......... Idę do fryzjera - umówiona wcześniej wizyta, a poza tym atak zdarza się tylko raz dziennie, kot bardzo szybko dochodzi do siebie - to podobno nietypowe - więc mama ma wolne. Opowiadam zapłakana, że mamy taki problem z kocinką. Pani fryzjerka na to, że jej pies miał ataki padaczkowe - ze ślinieniem się, upadaniem na podłogę, wierzganiem łapami, bo łapały go takie STRASZNE KOLKI. A potem nie był oszołomiony tyko chciał, żeby go po brzuszku masować........ I nospę mu dawała. Po nospę, po te wszystkie leki od lekarza z Warszawy do apteki. I espumisan. Test na alergię na drotawerynę - ułameczek nospy. Nie ma reakcji. To większą dawkę. Przeliczyłam na wagę kota:). W tym czasie żywiłam się głównie colą i czekoladą - najszybsze do przygotowania, a potem cały dzień w sieci. Znalazłam informację, że kolka może wywołać atak drgawek. Po tym, co powiedziała pani fryzjerka wiedziałam, że to nie muszą być jakieś łagodne drgaweczki, tylko może wystąpić normalny atak padaczkowy. I przyszła refleksja. Kot na czczo albo słabiej najedzony nie miał ataku. Najedzony - miewał za każdym razem. A mama się tak cieszyła, że kotek zajada... USG, RTG. Bolesny brzuszek pod fachową ręką pana doktora odkryty. Pełne jelita. Niewiele mniej po wypróżnieniu. Leki przeciwpadaczkowe działają też zapierająco. Przeciwbólowy, nospa, probiotyk weterynaryjny. Jemy po troszku. Nie dużo na raz. Groszek konserwowy poszedł w odstawkę - też zapiera. Leku przeciwpadaczkowego nie wolno odstawiać od razu. Ale już zdążyłam zredukować do jednej czwartej wyjściowej dawki i niedługo całkiem odstawię. - Czy go podawaliśmy i ile - nie miało to prawie żadnego znaczenia. BO TO NIE PADACZKA :ryk: Jelita też teraz lepiej pracują....

koneko

Avatar użytkownika
 
Posty: 25
Od: Nie cze 28, 2015 17:40

Post » Śro lip 01, 2015 14:32 Walka z lekooporną padaczką... i niespodziewana wygrana!

Bez ataku pięć dni i siedem godzin. :201413 I się nie zanosi. Z leków został już tylko probiotyk i podprogowa mikrodawka karbamazepiny. Do zbicia w dwa dni.
Przepraszam wszystkich, że tak długo opowiadałam, ale chciałam jak najwięcej szczegółów przytoczyć. Wnioski: jak się chce coś wymyślić, to trzeba pić dużo koli, jeść czekoladę i chodzić do fryzjera:) :201494 . To pewnie nie koniec. Będę analizować dalej, co nas do tego doprowadziło, żeby nie zrobić kruszynce krzywdy na drugi raz.
Mam radę dla tych, którzy mają zmartwienia ze swoim stworzonkiem, a wiem, że osób takich nie brakuje. Przełomowa była też lektura historii Fionki vel Kiwaczka. Bardzo mi przykro, że taka piękna koteczka, tak młodziutka musiała się poddać. Nie mogłam dojść do siebie, chociaż dużo przykrych historii zdążyłam w tym czasie przeczytać.
Nasz przykład pokazuje, że czasem beznadziejny przypadek - lekooporny, nasilający się, nawracający, z trzema różnymi pomysłami na leczenie - może okazać się czymś stosunkowo błahym. Zachęcam do niepoddawania się. Do czytania wszystkiego, co tylko wpadnie w ręce (ludzkiego, kociego). Nie zawsze znajdziemy odpowiedź. Ale często ona leży tuż przed naszymi oczami. To my - rodzice - spędzamy z naszymi pociechami najwięcej czasu. I wiemy o nich najwięcej. To najważniejsze z całej naszej historii.
Dziękujemy wszystkim, którzy nam po drodze rozsypywali okruszki, żebyśmy trafili do celu.

koneko

Avatar użytkownika
 
Posty: 25
Od: Nie cze 28, 2015 17:40

Post » Śro lip 01, 2015 15:08 Re: Walka z lekooporną padaczką... i niespodziewana wygrana!

Czytałam z zapartym tchem! Gratuluje i Wam wytrawałości i kotu bycia takim dzielnym. Niestety ja moje kocie dziecko straciłam w poprzednim tygodniu... nie zawsze się udaje, ale też sie nie poddawalismy! Wytulcie kotela, szczególnie po brzuszku! :)
Obrazek

jou

Avatar użytkownika
 
Posty: 1787
Od: Pt cze 26, 2015 9:09
Lokalizacja: Katowice

Post » Śro lip 01, 2015 15:25 Re: Walka z lekooporną padaczką... i niespodziewana wygrana!

Bardzo mi przykro z powodu kotka. Przeczytałam Twój wątek. Nie zawsze się uda. Czasami zostaje nam za mało czasu. Jak dobrze, że wciąż ma o Ciebie kto dbać... Ucałuj swojego czarnuszka w samo czółko. Ja swoje czarne futerko ratowałam pół roku zanim się poddaliśmy. I do tej pory wydaje mi się, że Czarny dogląda okruszka, jak nie patrzymy...:)

koneko

Avatar użytkownika
 
Posty: 25
Od: Nie cze 28, 2015 17:40

Post » Śro lip 01, 2015 15:46 Re: Walka z lekooporną padaczką... i niespodziewana wygrana!

To jest bardzo możliwe. Czasami przyłapuję Batmana na patrzeniu w przestrzen tak, jakby patrzył na kogoś konkretnego. Kto wie co on tam widzi :)
Obrazek

jou

Avatar użytkownika
 
Posty: 1787
Od: Pt cze 26, 2015 9:09
Lokalizacja: Katowice

Post » Śro lip 01, 2015 15:59 Re: Walka z lekooporną padaczką... i niespodziewana wygrana!

Mam nadzieję, że Batman nie będzie miał czasu na smucenie się przy nowym towarzyszu:)
Nixon wygląda tak jak mój Czarny:) Aż serce się ściska - taka radość:) Dobry wybór.

koneko

Avatar użytkownika
 
Posty: 25
Od: Nie cze 28, 2015 17:40

[następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: moniczka102, Patrykpoz i 107 gości