Bez ataku pięć dni i siedem godzin.

I się nie zanosi. Z leków został już tylko probiotyk i podprogowa mikrodawka karbamazepiny. Do zbicia w dwa dni.
Przepraszam wszystkich, że tak długo opowiadałam, ale chciałam jak najwięcej szczegółów przytoczyć. Wnioski: jak się chce coś wymyślić, to trzeba pić dużo koli, jeść czekoladę i chodzić do fryzjera:)

. To pewnie nie koniec. Będę analizować dalej, co nas do tego doprowadziło, żeby nie zrobić kruszynce krzywdy na drugi raz.
Mam radę dla tych, którzy mają zmartwienia ze swoim stworzonkiem, a wiem, że osób takich nie brakuje. Przełomowa była też lektura historii Fionki vel Kiwaczka. Bardzo mi przykro, że taka piękna koteczka, tak młodziutka musiała się poddać. Nie mogłam dojść do siebie, chociaż dużo przykrych historii zdążyłam w tym czasie przeczytać.
Nasz przykład pokazuje, że czasem beznadziejny przypadek - lekooporny, nasilający się, nawracający, z trzema różnymi pomysłami na leczenie - może okazać się czymś stosunkowo błahym. Zachęcam do niepoddawania się. Do czytania wszystkiego, co tylko wpadnie w ręce (ludzkiego, kociego). Nie zawsze znajdziemy odpowiedź. Ale często ona leży tuż przed naszymi oczami. To my - rodzice - spędzamy z naszymi pociechami najwięcej czasu. I wiemy o nich najwięcej. To najważniejsze z całej naszej historii.
Dziękujemy wszystkim, którzy nam po drodze rozsypywali okruszki, żebyśmy trafili do celu.