Zdjęcie kołnierza zostało starannie uczczone Piccolo i niestety, na wiele się to nie zdało. Wczoraj znowu przestał sikać, a jak już sikał to krwią i to taką... galaretowatą strasznie. Po pracy oczywiście hajda do weterynarza. Wstyd przyznać, ale trochę się tam rozkleiłam, bo już mi sił brakło. Zwłaszcza jak ten chirurg, który mi go operował, zapytał (według mnie nieco bezradnie, ale ja już jestem przeczulona. ciężko mi się zresztą dziwić) najstarszego weterynarza że "i co z tym kotem robimy?". Wprost wypaliłam, że jak ma się tak męczyć co chwila to może dajmy mu już odejść (kurcze, ale takie rzeczy się ciężko mówi...) ale wet mi powiedział, że jak będzie trzeba uśpić to on mi powie, a teraz to jest kwestia tego że za mocno sobie ten zadek rozlizał i stąd problem. Przy okazji oględzin i tak dalej znaleziono kolejną porcję kamieni, na litość, skąd one się tak co chwila biorą

Każdemu, kto bierze zwierzaka, się mówi że musi być przygotowany na to że zwierzę może rozrabiać czy chorować. Pal licho przygotowanie finansowe, pieniądze to rzecz niestała i nie ma co się przywiązywać, ale odkrywam, że można być ultrauświadomionym, a i tak nie da się psychicznie przygotować na takie atrakcje.
I oby teraz już było dobrze...