
Kiedyś jechałam z potomstwem i na dużym rondzie ktoś zajechał mi drogę w sposób mrożący krew w żyłach. Zamiast wezwać imienia Bożego nadaremno, szpetnie zaklęłam ze złości, używając powszechnie znanego słówka na literkę "K". Za jakiś czas mój syn Pawełek, gdzieś czteroletni wówczas, odniósł porażkę architektoniczną w dziedzinie budowli z kloców Lego. Osłupiałam, gdy z synowskiego pokoju doszło do mych uszu, wspomniane słówko na "K", wypowiedziane perlistym, dziecięcym głosikiem. Musiałam się tłumaczyć, dlaczego przeklęłam, przeprosić i obiecać poprawę, że więcej już nie będę.
