Historie mrożące krew w żyłach i mięso w lodówce część II

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Nie maja 03, 2015 19:47 Re: Historie mrożące krew w żyłach i mięso w lodówce część I

Rozłożyłam do końca to paskudztwo :D Jutro jadę się zorientować ile będzie mnie kosztował żwirek. A co do chwastów, nawet jeśli wyrosną a wiem,że tak będzie to długo nie porosną :D O ileż łatwiej mi będzie wyrywać to paskudztwo jak nie będzie miało się jak ukorzenić :D W ostateczności będę lała jakimś defoliantem, co mi tam. Ma być ładnie i już. Zastanawiam się nad zakupem jeszcze odrobiny włokninki i wyłożeniem całości ogródka. Aczkolwiek podejrzewam kłopoty, jakby na to nie patrzył nasadzone jest wszystkiego, ciężko się ruszyć o manewrowaniu olbrzymim kawałem szmaty już nawet nie wspomnę. Pomyślę. I tak jutro rano muszę jechać na zakupy, jak mi coś odbije to kto wie, może będę miała wesoły dzień? Młody do szkoły nie idzie, jest szansa,że uda mi się dzieciątko namówić do pomocy mamusi. Znaczy szczerze mówiąc zagonię dziecko a ja będę tylko komenderować na zasadzie trochę w prawo trochę w lewo. Sadystka jestem wiem. Ale mam inne zajęcia zaplanowane, między innymi muszę pomalować barierkę na tarasie. Oraz ( o ile uda mi się kupić farbę w odpowiednim kolorze ) pomalować i zasiedlić skrzyneczkę. Oraz ugotować obiad dla ludzi i dla zwierzyńca. Oraz posprzątać łazienkę bo jakaś nieczysta siła zostawiła w wannie ślady łap w obfitości wielkiej. O pozostałej części chałupy do posprzątania nawet nie wspomnę bo i po co. A no i jeszcze wypadałoby skosić przód podwórka i ładnie się uśmiechnąć do sąsiada w kwestii zaorania całkiem sporego kawałka w celu uzyskania miejsca na ogródek tym razem warzywny.

Na gwizdek ja się przeprowadziłam na wieś co mi w mieście źle było czy jak?
Obrazek
Obrazek
Obrazek

kocia_mendka

Avatar użytkownika
 
Posty: 1385
Od: Pt paź 11, 2013 18:40

Post » Nie maja 03, 2015 20:37 Re: Historie mrożące krew w żyłach i mięso w lodówce część I

kocia_mendka pisze:Rozłożyłam do końca to paskudztwo :D Jutro jadę się zorientować ile będzie mnie kosztował żwirek. A co do chwastów, nawet jeśli wyrosną a wiem,że tak będzie to długo nie porosną :D O ileż łatwiej mi będzie wyrywać to paskudztwo jak nie będzie miało się jak ukorzenić :D W ostateczności będę lała jakimś defoliantem, co mi tam. Ma być ładnie i już. Zastanawiam się nad zakupem jeszcze odrobiny włokninki i wyłożeniem całości ogródka. Aczkolwiek podejrzewam kłopoty, jakby na to nie patrzył nasadzone jest wszystkiego, ciężko się ruszyć o manewrowaniu olbrzymim kawałem szmaty już nawet nie wspomnę. Pomyślę. I tak jutro rano muszę jechać na zakupy, jak mi coś odbije to kto wie, może będę miała wesoły dzień? Młody do szkoły nie idzie, jest szansa,że uda mi się dzieciątko namówić do pomocy mamusi. Znaczy szczerze mówiąc zagonię dziecko a ja będę tylko komenderować na zasadzie trochę w prawo trochę w lewo. Sadystka jestem wiem. Ale mam inne zajęcia zaplanowane, między innymi muszę pomalować barierkę na tarasie. Oraz ( o ile uda mi się kupić farbę w odpowiednim kolorze ) pomalować i zasiedlić skrzyneczkę. Oraz ugotować obiad dla ludzi i dla zwierzyńca. Oraz posprzątać łazienkę bo jakaś nieczysta siła zostawiła w wannie ślady łap w obfitości wielkiej. O pozostałej części chałupy do posprzątania nawet nie wspomnę bo i po co. A no i jeszcze wypadałoby skosić przód podwórka i ładnie się uśmiechnąć do sąsiada w kwestii zaorania całkiem sporego kawałka w celu uzyskania miejsca na ogródek tym razem warzywny.

Na gwizdek ja się przeprowadziłam na wieś co mi w mieście źle było czy jak?

No się narobiłaś !
Ale jaka później przyjemność jak usiądziesz i popatrzysz jak wszystko rośnie.

Gosiagosia

Avatar użytkownika
 
Posty: 26742
Od: Wto kwi 23, 2013 11:47
Lokalizacja: Warszawa

Post » Pon maja 04, 2015 6:36 Re: Historie mrożące krew w żyłach i mięso w lodówce część I

Gosia ja bardzo chętnie będę siedzieć i patrzeć jak mi rośnie :D O ile oczywiście koty nie zrobią swoich rządów :D Pieseczków mi trochę szkoda bo siedzą przed furtką i tak się patrzą,że się serce ściska. Do tej pory jak byłam w ogródku to i one ze mną, kładły się na wszystkim i i wszędzie i nikt im złego słowa nie powiedział a tu nagle taki dowcip. Pańcia tutaj one tam co się dzieje do cholery. Ale ja stwierdziłam,że teraz nie ma szans żeby psy łaziły po ogródku,za dużo tam rośnie wszystkiego i za dużo mogłyby popsuć. Szczególnie Trufla ona kopie takie doły że można nogę złamać :D Na dodatek jak sobie coś umyśli to jej kijem nie odgonisz. A ja nie mam zamiaru spędzić lata zagipsowana po uszy :D No i wiadomo, szkoda mojej roboty. A koty muszą mieć jakieś miejsce do swobodnego latania gdzie ich psy nie będą goniły... Oczywiście pod warunkiem,że Masza przestanie się huśtać na klematisie który w zeszłym roku chorował i dopiero teraz się odbija. Przecież ja nawet nie pamiętam na jaki kolor on kwitnie cholerny świat :D Mam szansę zobaczyć w tym roku o ile oczywiście Maszeńka go nie załatwi, bo jest szansa,że tym razem szlag mi roślinkę trafi tym razem na amen... :D
Obrazek
Obrazek
Obrazek

kocia_mendka

Avatar użytkownika
 
Posty: 1385
Od: Pt paź 11, 2013 18:40

Post » Pon maja 04, 2015 21:19 Re: Historie mrożące krew w żyłach i mięso w lodówce część I

CODENAME "RATUNKU POMOCY" CZYLI HISTORYJA ZGROZĘ BUDZĄCA
O tym, jak dwa metry paracordu potrafią uratować niekoniecznie ludzkie życie a kocią dupę.


Poniedziałki powiem wam zawsze były dla mnie pechowe. Pacholęciem będąc w poniedziałek skoczyłam z drzewa na kupę piachu i zagipsowali mi nogę po biodro a był to początek wakacji,więc resztę tychże miałam spierniczoną dogłębnie w poniedziałek zazwyczaj chodzi się do szkoły lub pracy, ogólnie poniedziałek przynajmniej dla mnie dniem kompletnie do bani jest. Ale dziś cholerny poniedziałek najnormalniej na świecie przegiął pałę na maksa.
O 6.15 rano obudził mnie koci kuper wetknięty w oko oraz żałosne wycie wilkołaka chcącego KONIECZNIE TERAZ ZARAZ SIUSIU. Wstałam. Przejechałam się na pluszowej wiewiórce i wsadziłam nogę w wiaderko z wodą dla psów. Potknęłam się o drugie ogoniaste futro siedzące w drzwiach pokoju i przeraźliwie drące mordę że on TERAZ ZARAZ I NATENTYCHMIAST życzy sobie posprzątania w kuwecie bo jakiś cham mu tam narobił oraz ZARAZ TERAZ I NATENTYCHMIAST napełnienia michy żarciem bo brakło bo ktoś mu chrupki wyjadł wszystkie i on za momencik skona z głodu u mych stóp i będzie mi głupio. Wypuściłam psy. Posprzątałam kuwetę. Sypnęłam chrupków. Wróciłam do łóżka. I chyba nawet zasnęłąm bo jak zadzwonił telefon była 7.15. Dzwoniła moja siostra z pytaniem że ona zaraz jedzie do miasta coś mówiłam że też chcę jechać więc jak chcę jechać to teraz zaraz natentychmiast mam do niej iść bo ona za momencik wyjeżdża a jak mnie nie będzie to jedzie sama i fogle. Wstałam. Bluznęłam pod nosem brzydkim słowem. Potem powtórzyłam to nader gromko bo ponownie wdepnęłam w wodę i zamoczył mi się paputek ukochany mój. Zrobiłam sobie kawę odziałam się wytwornie i pogalopowałam do siostry która mimo wcześniejszej groźby nadal snuła się po domu w stanie poniekąd rozmemłanym. WYjechałyśmy o 9.30. Spoko luz. W mieście zanabyłam drogą kupna włókninę, farbę akrylową plus pigmenty 8 lampek solarnych i skrzynki do sadzenia kwiatków. Wróciłam do domu, nakarmiłam wilkołaki oraz ogoniaste wampiry dwa,i z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku poszłam się raczyć kawusią do mojego cudownego uporządkowanego ogródka. Maszu i Artemu polazły gdzieś w krzaki mordować niewinne stworzonka, słoneczko z lekka jakby zaczynało wyłazić zza chmurek ogólnie sielanka. W trakcie mojego relaksu przyjechała ciocia. Ze swoim cholernym porąbanym na umyśle kundlem. "Na spacer przyjechała" Pies latał luzem po okolicy, ciocia się gościła w domu mojej siostry bo do mnie na podwórko nie ma wstępu ani ona ani jej pies, moje psy dostawały wscieku bo pies cioci sumiennie obszczywał mi po kolei każde przęsło w płocie plus furtkę i bramę, ja klęłam pod nosem ogólnie sielanka. Zaczęłam przysypiać. I nagle w krzakach koło chałupki wrzask, kwik, pisk fukanie szczekanie miaukot taki jakby kota ze skóry ktoś obdzierał, poderwałam się z leżaka patrzę, leci Masza zjeżona jak nie przymierzając stara zużyta szczotka klozetowa a za Maszą kto? oczywiście miauwa piesek cioci. Z pianą na ryju i wyraźnie morderczymi zamiarami. Rzuciłam w niego kubkiem po kawie trafiłam kundel podwinął resztkę ogona ( bo to wyżeł jest ) pod dupsko i zwiał. Ale Maszu wlazła na drzewo. Na sam czubek. I to na nie byle jakie drzewo, na akację. Wielką jak ku*** mać. Na sam czubek. I chwiała się tam żałośnie drąc mordę aż echo szło po wsi. Zadzwonił mi telefon. Poszłam odebrać, dzwonił zaprzyjaźniony ukraiński separatysta z pytaniem czy ja jeszcze żyję bo się nie odzywam. Pogadaliśmy chwilkę ( no dobra, trzy godziny.... ) Wróciłam do ogródka. Na akacji wysokiej jak ku*** mać na samym czubki nadal siedziała Masza drąc mordę aż litość brała. Zawołałam syna. Przyszedł, popatrzył i zażądał drabiny. Drabinę mam, taką małą aluminiową, nawet do pierwszych gałęzi nie sięgała.....A Masza nadal siedziała na czubku drzewa chwiejąc się załośnie. Wabiłam. Kiciałam. Wołałam. Zaklinałam czułymi słowy. Klęłam jak szewc ( no bo w końcu poniedziałek no nie? )Syn pod drzewem robił to samo. I nic. Przyniosłam drabinkę i maczetę w celu wykarczowania krzaków pod drzewem,żeby w razie jak koteczkowi się nóżka omsknie nie wybił sobie oka spadając. Młody próbował na drzewo wejść. A Masza nadal chwiała się żałośnie. Od czasu do czasu zmieniając pozycję i sypiąc synowi w oczy korą, gałązkami oraz populacją pająków, kleszczy i innych robali. Młody się otrzepywał, kleszcze się sypały, ja czule nawoływałam pod drzewkiem a Masza nadal chwiała się żałośnie drąc ryja coraz słabiej. Zaczęłam rozmyślać w kategoriach wezwania straży pożarnej oczywiście anonimowo,ze jakiś kotek że biedny,ze nie umie zejść.... Mój syn podumał podumał i zażądał paracordu. Konkretnie dwóch metrów. Przyniosłam. Młody wyprodukował na poczekaniu coś w rodzaju drabinki po której wlazł na najniższą gałąź i pomagając sobie patykiem popychał Maszcyny włochaty zad. Masza miaukoliła coraz żałośniej aż w końcu spadła na ryj prościutko na głowę Młodego. Zjechała mu śłizgiem po plecach ,wylądowała pięknym prawidłowym telemarkiem przeskoczyła przez ogrodzenie wlazła mi na głowę i żałośnie zaczęła opowiadać o traumie jaka ją spotkała. U moich stóp siedział Artemek który z kpiącym wyrazem mordy obserwował całe zajście od czasu do czasu wzgardliwie wylizując się pod ogonem. Wróciłam do domu z Maszą w szoku na rękach. Dałam koteczkowi wody, mięska, buzi i jej ukochany kocyk. Do tej pory śpi biedulka. A ja postanowiłam,że od dziś zacznę nosić w kieszeni dresu paracord w miarę możliwości jak najdłuższy kawałek. Nigdy nie wiadomo kiedy się przyda....
A z ciocią sobie porozmawiam przy najbliższej sprzyjającej okazji,że jak chce ze swoim kundlem tutaj przebywać to niech go ku*** mać pilnuje bo nie ręczę za siebie. Ja nie mam nic przeciwko psom i cioci. Moje koty mieszkają w domu razem z psami i złego słowa jedno drugiemu nie mówi. Ale piesek cioci zasłynął na osiedlu jako morderca, bo kilka kotów nie przeżyło spotkania z nim. A gdyby coś się stało Maszy lub Artemowi....
Przecież gdyby Masza spadła na ziemię a nie na głowę mojego syna to szczerze wątpię, czy byłoby co zbierać, siedziała na wysokości bo ja wiem? Jakichś 20 metrów....
Ta cholerna akacja naprawdę jest wysoka....
Obrazek
Obrazek
Obrazek

kocia_mendka

Avatar użytkownika
 
Posty: 1385
Od: Pt paź 11, 2013 18:40

Post » Pon maja 04, 2015 21:26 Re: Historie mrożące krew w żyłach i mięso w lodówce część I

:strach: :strach: :strach: :strach: :strach: :strach:
Cioci trzeba nakopac do dupy . Przykro mi , ale tak uważam . Tam jej się mózg obsunął i może taki wstrząs go na dawne miejsce przesunie . Ja bym natychmiast awanture zrobiła aż by echo szło :evil:

barbarados

Avatar użytkownika
 
Posty: 31121
Od: Sob lip 21, 2012 18:01

Post » Pon maja 04, 2015 21:43 Re: Historie mrożące krew w żyłach i mięso w lodówce część I

Oczywiście uśmiałam się z samego stylu i kilku słów :ryk: ,ale jak pisze Basia ,cioteczkę bym normalnie przeczochrała słownie równo,nie patrząc,"co ludzie powiedzą"
Ona jakaś pojechana na umyśle chyba jest,żeby wiedząc,że takiego psa ma,puszczać go ot tak i nic sobie z tego nie robiąc :evil: :evil: :evil:
Dobrze,ze to się tylko tak skończyło.Jeja,jak sobie wyobrażę mój blok i Niunka na dachu to aż 8O 8O 8O
Bo pi razy drzwi nasz blok ze 20 m może mieć
Obrazek

Myszolandia

Avatar użytkownika
 
Posty: 66383
Od: Pon sty 19, 2009 22:48
Lokalizacja: środkowa

Post » Pon maja 04, 2015 21:44 Re: Historie mrożące krew w żyłach i mięso w lodówce część I

Z okazji,że musiałam się zając zaszokowaną Maszeńką chwilowo olałam rozmowę z ciocią. Ale ja jej francy nie popuszczę nie ma mowy. Już raz jej wytłumaczyłam dosadnie dlaczego sobie nie życzę żeby mnie odwiedzała, ostatecznie dzięki jej pieskowi szlag mi trafił dwa przepiękne jałowce kolumnowe wyhodowane z sadzonki wielkości jakichś 5 centymetrów. Ponadto za każdym razem jak ona się pojawiała "pospacerować z psem ja musiałam zamykać mojego Demonka bo się nienawidzili organicznie wręcz. No to się kiedyś zapieniłam konkretnie bo mało kto jest w stanie wytrzymać ustawiczny jazgot sznaucera miniatury przez na przykład 4 godziny. Powiedziałam ciotuni,ze to troszkę dziwne jest,że MÓJ dom, MÓJ pies a ma tyle do gadania co przysłowiowy Żyd za Niemca. Po czym poprosiłam ciotunię,żeby łaskawie srała swoim psem pod oknami komuś innemu bo jak jeszcze raz przyjedzie to ja nie zamknę psa. A jeśli jej pies zrobi krzywdę mojemu psu to niech zgadnie kto będzie płacił za leczenie. Rodzina się na mnie obraziła, ciocia też i od tamtej pory przez jakiś czas był święty spokój, teraz się znowu zaczęło. O nic mi już nie chodzi, niech przyjeżdża kiedy chce, nie siedzi u mnie w domu więc wiadomo, kole zadu mi to lata ale boję się o moje koty. I o kota siostry też się martwię w końcu Tosia jest wychodząca i niby dlaczego ma się bać na swoim własnym terenie?
Ostatnio edytowano Pon maja 04, 2015 21:52 przez kocia_mendka, łącznie edytowano 1 raz
Obrazek
Obrazek
Obrazek

kocia_mendka

Avatar użytkownika
 
Posty: 1385
Od: Pt paź 11, 2013 18:40

Post » Pon maja 04, 2015 21:50 Re: Historie mrożące krew w żyłach i mięso w lodówce część I

No właśnie.Ona ma jakieś inne zwierzęta oprócz tego jazgota ?
Już sam fakt,że były koty co nie przeżyły spotkania z tym czymś powinno dać jej do myślenia
Przede wszystkim w kagańcu powinien pies być jak lata w samopas,a za to cacko,jak piesio nie ma na pysku, jest chyba 5 stóweczek na hej helou,plus,ze jest agresywny dla innych zwierząt i nie daj boże,jakby to coś ugryzło nawet lekko kogoś,sprawa ,odszkodowanie i opłącenie leczenia.Jakby mnie chapnął,ja bym nie popuściła :evil:

Sama siostra też coś jej powinna słownego mięsistego puścić za tego pustaka,jaki ciotunia nosi na szyi :evil:
Obrazek

Myszolandia

Avatar użytkownika
 
Posty: 66383
Od: Pon sty 19, 2009 22:48
Lokalizacja: środkowa

Post » Pon maja 04, 2015 21:54 Re: Historie mrożące krew w żyłach i mięso w lodówce część I

Masz racje .
jakis odstraszacz na jej pieska potrzebny . Nie moze tak być , żeby Twoje zwierzaki bały się na włassnym terenie . We własnym domu . W gosciach trzeba umiec się zachować . A włażenie komuś do domu , ogrodu ze zwierzem i nie pytanie o pozwolenie , nawet , jeśli to rodzina , jest chamskie po prostu .

Dobrze piszesz . Pies powinien być na smyczy albo chociaż w kagańcu :twisted:

barbarados

Avatar użytkownika
 
Posty: 31121
Od: Sob lip 21, 2012 18:01

Post » Pon maja 04, 2015 21:57 Re: Historie mrożące krew w żyłach i mięso w lodówce część I

P.S. jest nadzieja , że cioteczka dostanie całonocnej , męczącej czkawki , jak ją tak obgadujemy ? :twisted:

barbarados

Avatar użytkownika
 
Posty: 31121
Od: Sob lip 21, 2012 18:01

Post » Pon maja 04, 2015 21:57 Re: Historie mrożące krew w żyłach i mięso w lodówce część I

Ma tylko psa na szczęście. Ale ja od dawna się zastanawiam kto normalny trzyma w domu psa myśliwskiego po polujących rodzicach? W bloku? Na trzecim piętrze w sytuacji kiedy oboje i ona i jej mąż pracują i ich nie ma w domu non stop? Synowie wyjechali do roboty za granicę, psa nie miał kto nauczyć koegzystencji z innymi zwierzętami i mamy rezultat. Bo tak właściwie to do samego psa nie mam nic, mam do ciotuni. Ja nie twierdzę,że mój Demon był psem idealnym, zdarzyło mu się kiedyś upolować drób sąsiada ale do cholery, posesja jest ogrodzona, nie moja wina,że drób przeleciał na poje podwórko no nie? Do sąsiada poszłam przeprosiłam i było ok, potem pilnowaliśmy wszyscy, ja psa,żeby poza ogrodzenie nie wychodził a sąsiad drobiu,żeby samopas po wis nie łaził. A siostra cioci słowa nie powie, ona ogólnie jest jakaś dziwna i strasznie uważająca. A ja się tylko zastanawiam co się musiało stać u siostry kochanej ciotuni,że ma ona zakaz przyjeżdżania do niej z psem. o ile pamiętam siostra ciotki też MIAŁA koty....
Obrazek
Obrazek
Obrazek

kocia_mendka

Avatar użytkownika
 
Posty: 1385
Od: Pt paź 11, 2013 18:40

Post » Pon maja 04, 2015 22:00 Re: Historie mrożące krew w żyłach i mięso w lodówce część I

Tak na marginesie to jest taka ciocia jak ja baletnica...Nasze rodziny znają się od lat i przyjęło się ,że jej dzieci do moich rodziców mówiły wujku i ciociu, ja i moja siostra do nich też. Zatem żadna rodzina, mogę ciotunię łoić ile wlezie i to mnie pociesza.... Bo że opierdzielę ciotunię równiutko to pewne jak w banku. Skoro nawet mój małż ( który jak wiemy nie cierpi kotów organicznie ) pytał o stan zdrowia Maszeńki i zalecił mi wizytę u weta w celu sprawdzenia czy aby na pewno kotkowi nic się nie stało... I stwierdził,że jak przyjedzie to i on swoje dołoży bo ciocia już go wnerwia na maksa...
Obrazek
Obrazek
Obrazek

kocia_mendka

Avatar użytkownika
 
Posty: 1385
Od: Pt paź 11, 2013 18:40

Post » Pon maja 04, 2015 22:02 Re: Historie mrożące krew w żyłach i mięso w lodówce część I

Noż kurczę . Nawet nie chcę myśleć . Psa puścic a amemu siedzieć na kawce to nie jest sposób na spacer . Przecież ten pies się męczy w bloku . 8O

barbarados

Avatar użytkownika
 
Posty: 31121
Od: Sob lip 21, 2012 18:01

Post » Pon maja 04, 2015 22:13 Re: Historie mrożące krew w żyłach i mięso w lodówce część I

W sumie o mnie też ktoś może powiedzieć ,że na jaki gwizdek mi psy skoro nie bywam z nimi na spacerach najmarniej pięć razy dziennie a to są duże psy i potrzebują się wybiegać. Sęk tylko w tym,że mam NAPRAWDĘ wielkie podwórko, a pieseły doskonale bawią sie ze sobą. Z zasady jest tak,że wieczorem jak zwołuję menażerię do chałupy to ledwo lezą obydwoje i z miejsca na swoje łóżeczka bęc i pieseczki śpią takie są zmachane.Ale jak mieszkałam w bloku i miałam DUŻEGO psa to dwa spacery dziennie były z gatunku tych kilkugodzinnych, z bieganiem zabawą i czym tylko a przy każdej sprzyjającej okazji dbaliśmy z ojcem o kondycję pieseczka, my jechaliśmy sobie wolniutko samochodzikiem po bezdrożach za miastem a piesek cały zadowolony leciał sobie za autkiem. Raz nas nawet policjanci capnęli :D Uśmiałam, się wtedy ja norka bo ktoś z przechodniów doniósł na glinowo,że porzuciliśmy psa i uciekaliśmy przed nim a on nas tak gonił biedulek... Ta, spróbowalibyśmy go z samochodu na bieganie nie wypuścić ehe, już to widzę. :D
Obrazek
Obrazek
Obrazek

kocia_mendka

Avatar użytkownika
 
Posty: 1385
Od: Pt paź 11, 2013 18:40

Post » Wto maja 05, 2015 6:35 Re: Historie mrożące krew w żyłach i mięso w lodówce część I

I może uświadom tępej kretynce że jej w każdej chwili ktoś tego psa może odstrzelić. Bo jak pies z jazgotem do policjanta albo w polu widzenia myśliwego z fuzją się pojawi, to nędzny jego los. Już nie mówiąc jakie będzie miała problemy jak pies jakieś dziecko pogryzie.
“To co robimy dla nas, umiera wraz z nami. To co robimy dla innych i dla świata zostaje po nas i jest nieśmiertelne.” -A. Pine
nasz wątek: http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=159694

Alienor

Avatar użytkownika
 
Posty: 24275
Od: Pt mar 19, 2010 14:48

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Anna2016, elkaole, Google [Bot], haaszek, Lifter i 41 gości