Wstałam o 5.00 i pierwsze, co zrobiłam, to nakarmiłam koty. Pod korek. O 6.00 zawsze wyjeżdżam z domu do pracki. Mam co prawda na 7.00, ale przy dojeździe z Białołęki na Bemowo Trasą Toruńską, zawsze muszę mieć czas na postanie w korku i posłuchanie sobie radia przy okazji. W moim posiadaniu były już dwie Gustawkowe kupki i bardzo mi zależało na tym, żeby uzyskać trzecią. Taka kolekcja była mi niezbędna do badanie parazytologicznego w Laboklinie. Uparłam się, żeby je przed świętami zrobić. Gustawek, jak porządnie napełni brzuszek śniadaniem, to ma w zwyczaju odwiedzić kuwetkę na nr 2. A dzisiaj nic! No więc tłumaczę kocinie, żeby wyprodukował urobek:
- Gustawciu, najadłeś się, to zrób kupkę!
- Miau!
- Wiem, że miałeś, ale to było wczoraj, a Pańci potrzebna nowa, świeża. No, zrób kupkę.
Gustawcio już zniecierpliwiony:
- Miauuuu!
No, trudno, myślę sobie, jak nie ma woli czynu, to zbadamy, to co mamy. Założyłam rękawiczki, wzięłam woreczek i poszłam sprzątnąć przed wyjściem kuwety. No i co znalazłam? Wiadomo co, a jak mówił, że miał, to nie słuchałam. Wynik ma być jutro przed 12.00. Bardzo, bardzo boję się... Nie, nie pająków, węży, ciasnych pomieszczeń, duchów i upadku ze znacznej wysokości. Tego nie boję się wcale. Boję się lamblii. Jeśli ktoś miał, to wie, o czym mówię. Jak się ( nie daj Boże

) okaże, że to to, to od razu kupuję ozonator i lampki z niebieskim światełkiem. W wakacje, jak nie ma dzieci, jestem w stanie codziennie szorować cały dom płynem do moczenia narzędzi chirurgicznych, przy obecności potomstwa fizycznie nie dam rady.
A swoją drogą w Laboklinie dzisiaj tragicznie było czuć chloraminą. Już zapomniałam, jaki to sztynks, bo tego środka się używało jakieś 20 lat temu, jak miałam pierwsze praktyki w szpitalu. To sobie przypomniałam, byłam wtedy bardzo młoda i wystarczająco piękna.
Stałam dzisiaj w korku, który spowodowali... policjanci.

Uczyli się kierować ruchem. Było na co popatrzeć.
I poszłam do fryzjera i zrobiłam kolejne zakupy na święta i osobiście odebrałam pit z kwatery głównej, bo jak wysłali poleconym, to nie dotarłam na czas na pocztę i zdążyłam nawet pojechać na Czarodzieja po 24 kg żwirku. A potem już tylko kuchnia i kościółek. O matko! Jestem ideałem kobiety niemieckiej: Kinder, Kuchen i Kirche.
