Dzięki
Słupsk kocham.
Może dlatego, że kojarzy mi się z wakacjami. Może dlatego, że był jednym z niewielu większych miast, które zwiedzałam jako dziecko, a ja z pipidówy jednak byłam. A w Słupsku był ratusz, darmowe, miejskie baseny, młyn, i kalendarz kwiatowy, w którym codziennie zmieniała się data, a teraz ponoć nawet zegar jest.
I EMPIK był, duży! A ja uwielbiałam książki.
Na pewno za to, że jest nad morzem. Bo te pół godziny autobusem to dla mnie jest "nad morzem". Pogoda w lecie była tam idealna. Nie za gorąco, nie za zimno i wielkie kumulusy na niebie.
A jazda pociągiem Słupsk - Ustka to była bajka!! I potem marsz na zachodnią plażę przez las, w którym harcerze z szyszek układali napisy i obrazki - wrednie myślałam o nich: ale macie przerąbane - apele, śniadanie na gwizdek, plaża na gwizdek, kąpiel na gwizdek, a o mnie tu moja kochana Mama dba i pozwala mi na plaży robić to, na co mam ochotę

Oni pewnie tam się całkiem dobrze czuli na tych obozach, ale ja byłam obozofobiczne dziecko. Tylko Mama.
A zaraz przy stacji PKP w Ustce była słynna słynna lodziarnia
