Ale
żem się napracowała i nastresowała ostatnio.
Aliści chwilowo mam pewien luzik - Felix miał wczoraj usunięte 4 trzonowce. Żyje ... i ja też, co uważam za spory sukces

Ale co się nastresowałam, to moje.
Pojechaliśmy do lecznicy o 13 i wróciliśmy koło 20

Z kompletnie zaćpanym kotem, plującym na czerwono i potykającym się o własne nogi; ale już warczącym i wiedzącym gdzie jest kuweta i do czego służy, chociaż jak do niej właził, to się obalał. Raz wlazł nie zważając na to, że w środku jest właśnie sikający rudzielec ... który spitolił z takimi

oczami
Pani doc udało się usunąć wszystkie korzenie, chociaż trzeba było dłutować, bo jeden przyrośnięty był do kości szczęki. Generalnie, jak już zawitałam do lecznicy, to usłyszałam:"Ale masakra!" oraz "Niech go pani bierze, bo jeszcze śpi, ale już warczy na wszystkich."

Następnie pani Ania poszła po kota i jak go niosła korytarzem do gabinetu, to kotek postanowił sobie ulżyć i siiiiknął, że hej - kałuża była niezła i pani Ania zaliczyła obsikaną solidnie nogawkę spodni - pies by się nie powstydził takiej ilości

W domu były jeszcze ze 3 sikanka w kuwecie i 2 na dywan

, ale dostał solidną kroplówkę i cocarboxylasę coby anestetyki wypłukać. Koło północy zaczął nieśmiało mruczeć, a rano opędzlował swoją michę i dojadał po chłopakach.
Kupiłam dziś PoN i Ontario w puszeczkach, bo miękkie, i też jest dobre
Jutro jedziemy na kontrolę - mam nadzieję, że uda mi się go złapać i zapakować do transportera, bo skubany uniki robi
Po znajomości zapłaciłam za te nerwy 270 pln
