Tydzień temu zawiozłam do nowego domu mała czarną Walentynkę z Wapiennej.
Do kocurka Zdzisława, do samotnego pana. Był młody kotek, ale odszedł - z Zdzisław tęskni..
Pan jest piątym właścicielem kocurka - ostrzegano go, że kocurek szaleje na widok kontenerka, że weterynarza pożera natychmiast, i że jest raczej do uśpienia - ma nowotwór szczeki.
Przy przekazywaniu Walentynki kocurek Zdzisław obejrzał sobie kontenerek spokojnie… Więc ja obejrzałam ów nowotwór w paszczy - i zobaczyłam zepsute ząbki. Ponieważ wetem nie jestem, namówiłam pana na wizytę u weta - pan samochodu nie ma, kocurek swoje waży, więc zawiozę i dowiozę. I w razie potrzeby będę interwieniować ratując pożeranego weta, a jednocześnie nie dopuszczę do uśpienia kocurka.
Wizyta lekarska odbyła się wczoraj.
Kot niechętnie, ale dał się zapakować do kontenerka.
Po drodze trochę skarżył się na ciężki los, ale pan chyba był bardziej zdenerwowany.
Wetki nie zjadł, może dlatego, że mu się spodobała - nic dziwnego, ładna i miła.
Został na usunięcie ząbków.
Wieczorem odwiozłam, podobno długo opowiadał panu, co to z nim robili.
Dał się pocieszyć kilkoma miseczkami kociego mleczka.
Ofukał Walentynkę, która cały dzień szukała go po domu i chciała go poprzytulać.

Jak to było? Nie wierz gębie, połóż na zębie?
Zajrzałam do jego książeczki zdrowia - kastrowany i szczepiony było w 2006 przez CC, szukałam po starych zdjęciach, ale nie znalazłam go. Może ktoś go sobie przypomina?
I dla porządku - w domach Mela i Walentynka

*

*