
pierwszy dzień minął Roszkowi na przerażeniu i siedzeniu w najciaśniejszym kącie za biurkiem, bądź w budce, którą pożyczyła mi Mała (bardzo, bardzo dziękuję


ogólnie dałam mu święty spokój i umiejscowiłam w sypialni, gdzie miał ciszę.
w nocy chyba troche pobuszował, bo rano znalazłam pustą miskę z jedzeniem, a w kuwecie koopala i siku


dzisiaj było już ciut spokojniej. Rosiu dalej bunkrował się w najciaśniejszym kącie, ale gdy zaczynam go głaskać, to zaczyna mruczeć, barankować i ogólnie wychodzi z niego mega miziak



on jest mega kochany i taki grzeczny, że aż nie można uwierzyć, że nikt go do tej pory nie pokochał i nie zabrał do domu

apetyt dopisuje, linieje pełnymi garściami, ale to kwestia do poprawy

co do kontaktów z rezydentem, to Roszko z Leonem obserwują się z daleka, a gdy dochodzi do bliższych kontaktów to oprychują się po dżentelmeńsku, ale do łapoczynów nie dochodzi


mam nadzieję, że z czasem gdy emocje opadną, to chłopaki dogadają się




Misia super zdjęcia! uwielbiam nasze dzikuski


