Wróciliśmy od weta.
Mamy furosemid i steryd.
Jutro kolejna wycieczka i spróbujemy założyć wenflon.
Osobiście wątpię w powodzenie tego przedsięwzięcia
Dzisiaj nie próbowaliśmy - byłam za późno i za mało personelu.
Laki nawet w kocięcej torbie lata jak chce, a rozwalić mu ostatnie żyły to bez sensu.
Zrobiłam coś, za co jeszcze parę miesięcy temu sama bym się zlinczowała - wzięłam Lakiego za pazuchę, bez transportera
Mi było wygodniej (i lżej), a jemu na pewno cieplej.
Przetuptaliśmy bez problemów, udało mu się nawet wytrzymać bez sikania w drodze powrotnej

W domu oczywiście zażądał żarcia - on je więcej od Taćki
Mógłby jeszcze trochę tłuszczu od niej pożyczyć, bo wygląda koszmarnie
Łapki mu spuchły, uszka mu zwiędły...
Ale jak mruczy, to wiadomo, że coś chce - najczęściej michę
