Z Dziaduniem było bardzo źle , już myślałam że się rozstaniemy. W środę miał jakieś zaburzenia neurologiczne , nie mógł stać (nie mówiąc o chodzeniu) , przewracał się na prawą stronę . Gdy siadał - leciał do przodu na główkę. Natomiast nie wyczuwałam aby coś go bolało. Nie poszłam do lecznicy , doszłam do wniosku że nie będę "podtrzymywać" za wszelką cenę. Dziadunio jak wiadomo jest bardzo stareńki , ma duże zmiany nowotworowe. Ważne aby nie czuł bólu i czuł się bezpieczny.
Położyłam sobie Dziadunia na kolanach i bardzo długo głaskałam go i masowałam . Tak bezwiednie bo nic innego nie mogłam zrobić tylko być razem z nim.
Po nocy Smerf zaczął lepiej chodzić , a z każdym dniem było coraz lepiej . Dziś nie jest najgorzej . Codziennie jest podskórnie nawadniany , je troszkę mniej niż kiedyś ale je. Przeniósł się pod stół , co prawda nie mieści się tam jego kanapa ale chyba chce leżeć na płaskim.
I tak sobie egzystujemy

