Wyspałyśmy się.
Wszyscy dziś chodzili na paluszkach, bo kotełła z mamą śpią.
Wczoraj późnym wieczorem przybyliśmy pod Kamienny Krąg i zanim rozpakowałam się i kotę, to już noc ciemna nastała. To też i odespać trzeba było.
Zresztą - po kolei. Zacznę od środka.
Z miłą Panią Hodowczynią umówiłam się 17 stycznia po odbiór Jezebelki Belgijskiej w Calais. Och, jakie plany miałam. Ze dwie godzinki na łazęgowanie po francuskim nabrzeżu, objeść się fisz&czipsami w wersji Frankońskiej.
Jak się okazało 17 stycznia wcale nie można było dostać się na kontynent.
straciliśmy cały dzień stojąc w korku. Moja fobia podziemna (ma jakąś ekstra nazwę??) najadła się po uszy, wyrzygała i zeżarła jeszcze raz. Za życia nie dam się już więcej zaciągnąć pod ziemię. Dwa tygodnie później - czyli wczoraj wreszcie udało mi się Spodziewaną przywieźć. Korki OCZYWIŚCIE na całej drodze do Dover, promy opóźnione, bo uwaga! uwaga! śniegu z 5mm spadło.
Mieszkam, gdzie mieszkam, czyli na środkowym południu kraju, do Dover kawałek drogi mamy. z Brukseli Spodziewana też kawałek do Calais miała. tak więc, ja od 6rano, kotełła od 11 w podrózy - przed północą w domku byłyśmy. ufff. nie oczekujcie, że cokolwiek wyraźnego dziś będzie - oprócz sińców pod oczami.
zdjęcia nadchodzą

wychodzący na spokojnym osiedlu. Karmiony surowizną, postrach okolicznych psów.
Mój najcudowniejszy prezent na Dzień Dziecka.





