W niedzielę wprosiłam się do Joli . Cały dzień tyrałam , bo kiedyś trzeba nadrobić te wyskoki po dzieciaki , TŻ gdzieś w lasach a ja z perspektywą spędzenia kolejnego wieczoru z dziećmi i wnukami . Cały tydzień to chyba dość , czasami trzeba z kimś normalnym w swoim przedziale wiekowym pogadać . Dodatkowo Jolusi domowy ukochany koteczek miał mieć w poniedziałek operację , bo jest chory a badania nic szczególnego nie pokazują , więc weci doszli do wniosku , że trzeba obejrzeć to w naturze , wsparcie jej jest potrzebne . Jolunia nakarmiła mnie obiadem i wspaniałym domowym tortem .
Rozglądając się po kocistych pomyślałam o zdjęciach do ogłoszeń o wsparcie . Mam w pracy zawodową artystkę fotografa , młoda sprawna kociara . Dużej klasy specjalistka od rklamy .Pewnie chętnie weżmie sprzęt i pomoże , tylko co pokazać . Wystawowe koty ? Jolusia pokazuje mi koteczkę , karmi ją ręką : stara , chora dzika kotka , łapana przez Jolę od kilku lat . Należy jej się spokojny dom na starość po wyleczeniu, bo trochę niedowidzi i ze słuchem też nie najlepiej , jakieś narośla na łapkach . Reszta już prawie wyleczona . Kotka chętnie je , ale wyłącznie z ręki . Biorąc pod uwagę umiejętności naśladownicze kotków - strach , że reszta też zacznie się domagać takiego karmienia . Do tego nie zawsze chce jej się iść siusiu do kuwetki . Jola bardzo się o nią boi . Patrzę i co widzę : na materacyku leży sobie śliczna burasia , błyszczące , gęste ,czyściutkie futerko , żeber nie widać wprost przeciwnie . Pozwala się głaskać , nawet mruczy . Ślicznie pachnie , materacyk czyściutki i suchutki . Rzeczywiście - wyjątkowo schorowany dziki kot , w niewielu domach tak wyglądają te niby zadbane kotki / szczególnie te na whiskasie / . Chory koteczek Jolusi też z pozoru to : duży , zadbany miziaczek . Choroby nie widać a rokowania wetów z tych najgorszych . Chore oczka u kociaków - nie widać , wszystko przemywane , zakraplane . Jak pokazać takie kotki i napisać , że chore i potrzebne wsparcie na weta , lub wpłaty do przychodni - kto uwierzy że to niedawno złapane dziczki . Sama bym nie uwierzyła , ale widziałam kotka zaraz po złapaniu i w 10 dni później . Gdyby nie oryginalny brązowy kolor sierści i charakterystyczna głowa to nigdy bym nie uwierzyła , że to ten sam kot .
Do tego Joli mieszkanie to nic innego jak magazyn zabawek kocich zooplusa , chyba tylko ostatnich nowości brak - no i te drapaki wieże / drzewka niestety nie wytrzymują wagi kocistych - producent chyba nie przewidział jednoczesnego korzystania z nich więcej niż 5-ciu kotków / . Pięknie się potrafią bawić , jak byłam kiedyś z wnukami i one zaczęły bawić się kocimi zabawkami , to wszystkie przyszły na plac zabaw i dopiero wtedy było widać ile ich jest i jak pomysłowo się bawią .
Do takiego zdjęcia dodać jeszcze jej córkę i wnuczka / którym się zajmuje podobnie jak ja swoimi / i mamy reklamę :szczęśliwej ,ślicznej , spełnonej życiowo kobiety na emeryturze , otoczonej rodziną i zwierzakami , które są jej hobby . W porównaniu z ogromem nieszczęść przedstawianych na forum i Facebooku , ten idylliczny obrazek mógłby być opacznie interpretowany . Tylko , że Jola tak działa już od 40-stu lat i przy jej niezwykłej pedanterii , przemyślanych zakupach , ogromnym doświadczeniu i nieustannym pogłębianiu wiedzy - to nic dziwnego . Gdyby nie to , że prawa natury są bezwzględne i nie można bezkarnie : sypiać po 3- godziny , jeść z przypadku i byle co , uprawiać sporty ekstremalne , dźwigać po 10 kg karmy , gdzie wchodzi karmić wolno żyjące to jest na blogu " i kto tu mruczy " pokazane przez Ewę - do nieskończoności , młodzi przekonają się o tym szybko / i Jola się pochorowała , tych kłopotów miała by dużo mniej a pewnie wcale .
Mimo choroby wszystkie narzucone sobie obowiązki wobec kotków / i rodziny / wypełnia pedantycznie . Zaniedbała : kontakty towarzyskie a co za tym idzie : stanęły adopcje kotków wśród znajomych - znajomych , przyjaciół z różnych organizacji zajmujących się zwierzakami itp ze skutkiem jak wcześniej .Brak jej dostępu do internetu - z braku czasu i pieniędzy więc musi liczyć na przyjaciół lub lojalne osoby , którym pomaga lub pomagała . Nikt nie ma czasu a Jola ma taki charakter , że nie będzie naciskać i przyspieszać . Z powodu choroby dodatkowej pracy na zlecenia też podjąć nie jest w stanie i koło się zamknęło .
Do tego wymiana pokoleniowa - nasze pokolenie powoli odsuwa się w prywatność , dla większości bardzo młodych osób : nic nie wiemy , na niczym się nie znamy i wszystko robimy źle. wobec takiego podejścia nie bardzo można liczyć na realną pomoc , za którą koty wolno żyjące nie zapłaciły by utratą dotychczasowych spokojnych miejsc do życia / Jola już praktycznie to przetestowała / .
Ten dług w lecznicy biorąc pod uwagę na jaką ilość kotków jest dzielony - to żadna kwota . Policzcie własne wydatki w roku na weta w przeliczeniu na 1-go kota . Naprawdę w ogromnym mieście nie można zrzucić się po 5 zł i go zapłacić ? Przecież tu mieszkacie i doskonale wiecie gdzie władze miasta i ich ręce "stołkotrzymki " , mają Łodzian i ich problemy . Przecież nie namawiam do powtórki z 1905r , tylko proszę o wysłanie kilku zł do przychodni " Perełka " w Łodzi.
Jak Jola poczuje się lepiej / mam nadzieję , że jak jej koteczek okaże się do leczenia a nie za Tęczowy Most to zaraz , bo jest chętna do filmowania a Jolusia w dobrym humorze nie będzie wysuwać 1000 zastrzeżeń / - może nawet będzie po hospitalizacji - to zrobimy film o tym jak i gdzie karmi kotki . Wchodząc tam gdzie nigdy służby miejskie i większość łodzian by się nie odważyła .Jak te dzikie wychodzą na jej spotkanie i się do niej przymilają .
Teraz jest z koteczkiem w przychodni . Trzymamy wszyscy kciuki za życie kotka .
