Wyjaśnię o czym pisała Kociamka - wczoraj mało nogi w kolanie nie złamałam roznosząc miski, bo pojechałam. W przedpokoju jest kawałek śliskiego - chyba pies się woził z wczorajszym kurakiem i "namaścił". Znaczy teraz już jest odtłuszczone. I miski leciały mi z rąk - normalnie z moim ogarnięciem ruchowym nie było wczoraj najlepiej. Dziś zapowiada się ładny dzień. Zaraz idę na porządny spacer z Toperkiem, bo raniutko to tylko na kupę i siku wylecieliśmy. I Toper rano tak cicho spał, że przestraszyłam się - na szczęście pomacałam i wyczułam, że oddycha. I on umie wyjadać suche z tego zooplusowego karmidełka więc chwilowo je muszę wynieść, bo przecież nie powinien kociego żarcia jeść pies. I Justin jr znów "rujkuje" - znaczy on w ogóle gaduła jest, ale ostatnio widocznie ma więcej do opowiadania. Najgorzej jak siedzi na przedpokoju i miaukoli że się zgubił...

alab108 - z Toperkiem by to nie przeszło. Bo on musi z człowiekiem. Na spacerach smycz jest po to, żebym wyłapała kiedy go niemiec dopadnie

- 90% spaceru idzie o krok za mną jak przywiązany nawet jak jest spuszczony. W sobotę pani u chińczyka musiała mi podać zapalarkę do drzwi, bo Toper musiał być tuż obok.

. Pieniądze też nosiła. On się bardzo boi porzucenia więc przynajmniej na razie tak czy siak trzeba by z nim chodzić. A jak stoję to on łazi wokół mnie po kółku z ok. metrowym promieniem.