przybłąkała się do mnie malutka kotka, pewnie kilkumiesięczna.
Z tysiąca powodów nie mogę jej wziąć na stałe. Mam już pięć, w tym dwa starutkie, które mają u mnie "dom spokojnej starości", z pozostałymi jakoś sobie poradzę, ale następnego - no nie dam rady wziąć za skarby świata.
Mieszkam na zadupiu, gdzie raczej nikt kota nie "zgubił". Kotka nie sprawia wrażenia zagubionej, tylko biedactwa szukającego sobie domu. Może z jakiegoś tegorocznego miotu kotów "wiejskich", może wyrzucona, trudno powiedzieć. Przychodzi i jęczy pod drzwiami. Jak wichura i ulewa, to wpuszczamy do domu, ale mnie to serce pęka przy tym, bo naprawdę nie mogę jej zatrzymać i nie chcę, żeby się przywiązała

Bardzo miłe stworzenie. Towarzyska, gadatliwa, przymilna, pieszczoch. Ciekawska, obserwuje inne koty przychylnie, żadnych konfliktów i syczenia nie ma. Nie jest bojaźliwa, lubi dorosłych i dzieci. U lekarza jeszcze nie była, bo od trzech dni dopiero u mnie "bywa". Wygląda zdrowo, ma ładną sylwetkę, bardzo przyjemne futerko, ładne oczy.
Oferuję serwis weterynaryjny, sterylizację (jeśli to już ten wiek), dowiozę do jakichś 100 km. Mieszkam na wsi pod Legionowem, blisko prawobrzeżnej Warszawy.
Bardzo proszę o wsparcie. Nie jestem oczywiście żadną kocią działaczką, nie mam wielu znajomych, samej będzie mi trudno znaleźć kotu dom. Czy zlitujecie się, wolontariusze i kotoluby, i pokierujecie w świat tę prośbę o pomoc?
Kontakt do mnie: joannajoanna@wp.pl lub 517 599 365 (ale mailem łatwiej się ze mną kontaktować, z telefonem różnie bywa)
Koteczka czeka! Mam nadzieję, że się doczeka szybciutko, bo w końcu młodziutka, śliczna i chętna - dlaczego nie, prawda?
Z góry dziękuję każdej dobrej duszy!


(oczy zamyka, bo się boi lampy)