» Śro sty 07, 2015 12:44
Proszę o pilną pomoc - koty w piwnicy (Górny Śląsk)
Na wstępie serdecznie witam. Mam nadzieję, że wątek zakładam regulaminowo, sprawa pilna a nie mam czasu dokładnie teraz czytać regulaminu. Przechodząc do rzeczy - poprosiła mnie sąsiadka o pomoc w karmieniu kotów w piwnicy ponieważ wyjeżdża na miesiąc do dzieci w Anglii. Miały być 2 koty, jeden duży, drugi mały - okazało się, że są 2 małe i 1 jeden duży, małe właściwie dwa czarne klony więc pewnie kobieta sądziła, że jest jeden. Karmiłam przez ponad tydzień, niestety z powodu wcześniejszej rezerwacji Sylwestra musiałam wyjechać na kilka dni w góry, karmienia podjęła się inna sąsiadka. Ogólnie, w dużym skrócie - średnio mi się podobała cała organizacja, koty są zupełnie zamknięte, zaczęły załatwiać się w piwnicy, śmierdziało, zniosłam więc skrzynkę, żwirek, nowe miseczki, zabawki - zaczęło wyglądać to lepiej. Chciałam je odrobaczyć, niestety są to dzikie koty, nie mogłam ich złapać a już musiałam wyjeżdżać. Wczoraj odebrałam klucze i po wejściu do piwnicy okazało się, że jeden mały nie żyje, leży w miejscu gdzie się koty załatwiały, nie widzę żadnych śladów obrażeń. Nie wiem co się stało. Drugi maluch był bardzo głodny, zaczął miauczeć jak nas zobaczył, pierwszy raz udało mi się go złapać, wyrywał się, ale trzymałam go, niestety mąż stwierdził, że nie możemy go zabrać, bo nie wiadomo czy nie jest chory, a w domu mamy 2 nasze koty w tym 19-letnią chorą na nerki kotkę, która do tego ma silny instynkt terytorialny, a drugi kot to 9 kilo maine coona, też średnio towarzyski, z tendencją do dominacji (z kotką się tłuką). Sąsiadka twierdziła, że zostawiała im karmę rano dzień wcześniej, ja byłam w kolejnym dniu po południu (ok. 16-17) koty były bardzo głodne, w misce nie było wody, ale nie chcę rzucać oskarżeń, tym bardziej, że nie ma jak ich udowodnić.
Dziś ponownie zeszłam do piwnicy, po żyjących kotach nie ma śladu, jedzenie zniknęło, więc pewnie nie są głodne i się schowały po wczorajszym. Bardzo proszę o pomoc, bo nie wiem co dalej mam robić. Mogę wyłożyć na weterynarza, ale nie mogę tego kota zabrać do domu, niestety i siostra i tata też mają swoje koty. Chcę złapać tego małego i zawieść go jak najszybciej do weterynarza, kot wyglądał co prawda normalnie, ale jednak śmierć tego drugiego mocno mnie niepokoi. Wcześniej córka umieściła na FB zdjęcie kotka i było trochę zainteresowanych osób, kotek jest bardzo ładny, czarny z białym krawacikiem, ale po pierwsze też się trochę obawiam wydawać kota komuś kogo nie znam (pisali do córki, znajomi znajomych znajomych ) po drugie chciałam go odrobaczyć i zaszczepić, ale teraz czytam że po odrobaczeniu nie można szczepić. Najlepsza byłaby również sterylka. Ale gdzieś ten kot musiałby być. Czy ktoś może mi pomóc - ktoś z terenów Chorzów, Katowice, Świętochłowice i miasta ościenne, ewentualnie dalej, mogę kota przywieść, jakiś domek tymczasowy, jakaś podpowiedź jak sporządzić umowę adopcyjną, na co zwracać uwagę. Bardzo proszę o pomoc, w schronisku nic mi nie pomogli, nie chcę też wzywać straży miejskiej do ciałka, z uwagi na to, że obawiam się o żyjące koty - nie wiem, może przesadzam, proszę Was o pomoc, macie wiedzę i większe doświadczenie.