Joako pisze:Ale horror z tym balkonem, koszmar

I to tłumaczenie, że balkon prawdopodobnie miał spróchniałe drewniane elementy... Czyżby elementy nośne zrobiono tam z drewna?? O_o, przecież to nowy budynek. Skandal. Na prawdę podjęłaś dobrą decyzję ze zmianą miejsca zamieszkania.
Ależ tak - legary, na których był umocowany ten balkon, były drewniane.
To budynki wykonane w technologii szkieletowej, tzw. "kanadyjskiej", ale inne balkony (czy wszystkie pozostałe, nie wiem) miały legary metalowe, ale z czegoś takiego, co rdzewiało na potęgę.
Przypominam, co o tym pisałam:
mb pisze:Następnie okazało się, że zakupiłam mieszkanie w jednej z legendarnych wręcz inwestycji firmy Accord, która to firma splajtowała, a jej prezes uciekł za granicę czy „siedział” – wersje były różne. Efektem tej plajty były długi nadal ciążące na nieruchomości: w naszym budynku były to obciążone długiem stanowiska w garażu podziemnym, które można było sprzedać w drodze licytacji, ale nikt się tego nie podejmował, bo organizujący licytację poniósłby jej koszty, a dochód ze sprzedaży poszedłby na pokrycie długów dewelopera (skarbówka, ZUS itp.). Właściciele użytkowali te stanowiska bez wykupu. Też się tym zbytnio nie przejęłam. Dopiero, gdy już sprzedawałam to mieszkanie, od swojej pośredniczki dowiedziałam się, że w tym budynku są także mieszkania obciążone długiem dewelopera – na szczęście moje mieszkanie do nich nie należało. Można tylko powiedzieć: „Głupi ma szczęście”.
Kolejną sprawą, która wytrąciła mnie wreszcie na pewien czas z równowagi, był fakt, że budynek nie posiadał pozwolenia na użytkowanie. Projektant odstąpił od nadzoru już w trakcie realizacji, ze względu na znaczne, niekorzystne odstępstwa wykonawcy od projektu. Uzyskanie pozwolenia było prawie niemożliwe, bo zaginęła dokumentacja techniczna i sprawę trzeba by było prowadzić od początku, to znaczy od uzyskania zezwolenia na budowę, a nikt nie chciał się tego podjąć za cenę niższą niż 300 tysięcy. Z czasem uspokoiłam się – sprawa była znana i nadzorowi budowlanemu, i miastu. Pobierano od nas podatek od nieruchomości, jak gdyby nigdy nic. Jednak mieszkanie w samowoli budowlanej (choć istniejącej już 11 lat) sprawiało mi pewien – że tak to określę – dyskomfort psychiczny.
Ja kupiłam swoje mieszkanie od pierwszego właściciela. Budynek miał wtedy 5 lat.
Joako pisze: Tysia i Czarek nadal przesiadują na trawie?
Moje aniołki preferują parapety nad kaloryferami, świat wewnątrz domu wydaje im się lepszy

Choć kilkukrotna kontrola balkonu musi być, bo w ostatnim dniu października, gdy balkon był jeszcze przyjazny (czyli było cieplej), Hipolitek przywlókł do pokoju syna... małego gołąbka, z rozprutym brzuchem... Ptak nie żył i chcę wierzyć, że to nie nasz kot pozbawił go życia... Dodam, że balkonik jest na 4 piętrze i jest zabezpieczony siatką.
U nas jest 10 stopni, a więc temperatura jeszcze znośna dla kotów. Jednak jest wilgotno i bardzo jesiennie mimo, że słonko trochę prześwieca przez chmury.
Najpierw moje kotowate wyszły na spacer, ale Tysia szybko doszła do wniosku, że na parapecie jest znacznie sympatyczniej. Czaruś podejmował kilkakrotne próby spacerowania, ale za każdym razem wracał, popłakując za minionym latem i wreszcie też znalazł ukojenie na parapecie.