taizu pisze:Ech, ciężko.
Trzymajcie się!
Dzięki taizu.
Znów pędem autobusowym wylądowałam prosto w przychodni. Czyli kolejna wizyta u chirurga z Tatą.
Uwaga - scena rozgrywa się w gabinecie składającym sie z dwóch pomieszczeń - jedno opatrunkowe, a drugie biurko lekarza, wypisywanie recept itp.
tradycyjnie już gdy Tata stanął w drzwiach pielęgniarka zaczęla wykrzykiwac do lekarza jak cudnie się goją rany - "Jest pięknie! jest cudnie! " Piała z zachwytu.
Oboje (pielęgniarka i lekarz) przeszli do pomieszczenia opatrunkowego, zdjęli opatrunki. I oglądają rany.
Ja: stopa chyba ciągle kiepska, a posladek nieźle.
Pielęgniarka: Jest cudnie! jest pieknie! I pośladek i stopa.
Lekarz: posladek gorszy, stopa lepsza.
P: nie, posladek jest piękny i stopa też.
L (po opatrzeniu ran obydwu): fakt, posladek jest dobry i stopa też.
P na to: Nieeee, stopa jest gorrsza, nic sie nie poprawia od dlugiego czasu.
Lekko zdębiałam. Pielęgniarka musi mieć zdanie inne niż to, które jest aktualnie wypowiadane. Przemilczałam.
P w opatrunkowym, L przy swoim biurku. L mowi, że nie trzeba stosować opatrunku leczniczego (i tłumaczy dlaczego) a w tyn samym czasie P kiwa lową i szepcze, że trzeba jak najbardziej.
No cudnie jest
Wyszłam i musiałam przemysleć sama i skonfrontowac to co widze z tym co wiem i wiem, że trzeba coś zastosowac innego na stope, ale nie bardzo mam pomysł. Moje mysli krążą wokół ozonelli i takich tam, ale musze jeszcze poczytac dokładnie.
Potem odwiozlam Tate do domu i z Mama do pulmunologa. Słabiutka jest okropnie, ledwo doszła. Lekarka zaleciła zrobienie fotek do rocznicowego albumu
Na ich postawie na szczęscie nie ma zapalenia płuc. Zapalenie oskrzeli tez się już cofnęło. Zostało zapalenie krtani ciągle - Mama prawie nie mowi. Za 2 tyg kontrola.
A teraz z innej beczki. Coś co mnie okropnie ruszyło i nie wiem co z tym zrobić a mam ochotę
Mama choruje ciężko od polowy marca tego roku. I ciągle jest problem i walka o wzięcie kazdej tabletki, kazdej dawki każdego inhalatora. naprawde nie przesadzam. jakoś w licpu chlapnęła, że ona niedługo umrze, bo jej wrózka 3 lata temu powiedziała, że będzie zyc jeszcze 3 lata. I ze dlatego nie warto się leczyć i zawracać glowe i wydawac kase na leki itp. Jak minął lipiec i Mama przezyła smiałam sie z tej wróżki - powiedziała mi wtedy, ze wrócka powiedziała, że będzie jeszcze zyć "mniej wiecej 3 lata", czyli sie zgadza.
Dzisiaj gdy przyjechałam z Tatą z przychodni i siedziliśmy razem w pokoju, a Mama w drugim powiedziałam, ze tak trudno Mamie dawac cokolwiek, bo jakaś kretynka wróżka powiedziała, ze umrze i Mama nie chce sie dlatego leczyć. A Tata na to, zę to nie wróżka tylko ... lekarze! Otóż 3 lata temu w wakacje Mama była na badaniach na kardiologii - ma arytmię, okropnie niskie tętno (często gęsto jest w gramicach 35-40) itp i po badaniach lekarze stwierdzili, ze trzeba jej wszczepic rozrusznik. Byla na oddziale jakis czas i ciągle było o tym rozruszniku mowa. Ja się ucieszyłam, bo znajmoi lekarze w Warszawie mi mowili, ze to świetny pomysł i Mama sie naprawde poczuje duzo lepiej. Aż pewnego dnia, tuz przed wypisem planowanym Mama powiedziała, że nie będzie żadnego rozrusznika. Na moje pytanie dlaczego, odpowiedziała, ze się nie zgodziła, że ona nie chce, boi sie operacji itp. I nie mogłam jej przekonać, wypisali ją, rozrusznika niet. Wczoraj dopiero się przyznała Tacie, że to lekarze jej powiedzili, że jednak nie będą jej wstawiać rozrusznika, bo się nie opłaca

bo ma jeszcze mniej więcej 3 lata zycia
Nosz.....
Tata miał jej obiecać , że nic nikomu nie powie, czego oczywiście nie obiecał. Ale ja nie wiem czy z nią na ten temat rozmawiać, czy nie i w ogóle co z tym fantem zrobić.
Teraz zaczęło mi się wszystko ukladać - jej niechęć do brania lekow, do leczenia, a przede wszystkim jej przekonanie, ze lekarze nie chcą jej leczyć bo nie warto. Takie rzeczy gada, a ja myslałam, ze to jej wymysł sam z siebie, a jednak ma podstawy, aby tak myśleć. No i przekonanie, ze niedługo umrze, bo tez takie myśli ma. A może sie tak stać jak nie będzie brała leków - ale nie dlatego przeciez, ze 3 lata temu jasnowidzący lekarze kardiolodzy to wiedzieli.
Szlag by ich trafil, naprawdę.