Dalsza część
Bałam się. Co to miało być? Głodowanie? Wynoszenie z domu od samego rana? To nie wróżyło nic dobrego. Tak, tak. Poszłyśmy do weterynarzów! Pani doktor ledwo co do pracy przyszła chyba, bo jak weszłyśmy to dopiero fartucha zakładała i kawę piła z takiego dziwnego, metalowego kubka co się termosu nazywa, czy jakoś tak. Obadała mnie, sprawdziła moją "kartę" w komputerku, a potem poszła gdzieś na zaplecze, wróciła wręczając Oli...tubkę

. Moja Duża dziwnie na te tubkę popatrzyła. Co to było? Co miałyśmy z tym zrobić? Zjeść? Pani doktor zaprosiła nas do takiej sali, co był tam stół, duża lampa, szafki, różne wieszaczki na kroplówku, monitorki...A potem zabrała maszynkę i mi brzusio wygoliła z futro!!! No i mi tym żelem z tubki posmarowała brzuch (ale to było zimne!) i widziała moje flaczki na monitorku! Po co jej moje flaczki oglądać? A potem Ola musiała dokumenty podpisać-zgodzić się na podanie leków uspokajających (pani doktor widziała że bardzo się boję) i na reanimancję w razie czego, na OPERANCJĘ też zgodę! Jaką operancję? Tą po której będę długo żyła czy jakąś inną? A potem Ola uścisnęła mi łapkę, pogłasiała i powiedziała:
-Pa, księżniczko. Przyjdę po ciebie wieczorem, a doktorzy zajmą się tobą teraz.
I poszła! Jak mogła mnie zostawić!
A potem się działo dużo różnych rzeczy! Przyszedł pan ciemnoskóry doktor. A pani zrobiła mi tam parę rzeczy i dała mi taką maseczkę na pysiu. Widziałam tylko że pani doktor przypina mnie do monitorka na którym widać jak bije mi serducho. A oboje tak śmiesznie wyglądali. Mieli takie zielone fartuszki, maseczki na twarzach, czepki na włosach i rękawiczki na ręcach. A na sali operacyjnej było dość gorąco. Słyszałam przez chwilę tykanie zegara, wiszącego na ścianie nad stołem. Tyk, tyk, tyk, tyk....tyk............tyk...........TYK.............................TYK. I koniec potem zamknęłam oczęta. I nic. Ciemność widzę, ciemność!
Zaczęłam się budzić. Zobaczyłam nad sobą pana doktora który coś do mnie mówił, świecił mi latareczką po oczętach i mnie obmacywał. Próbowałam się podnieść. Upadłam. Łapy mi się trzęsły, kręciło mi sie w głowie.
-Spokój, don't wstawaj-mruknął pan doktor i na siłę mnie położył. Byłam w jakiejś klatce. Miałam swój kocyk, a pod nim był...pampers

Czyżbym miała się posikać po narkozie? Zimno mi było, mimo iż w gabinecie było gorąco. Pan doktor znowu otworzył drzwiczki. Wyciągnął spode mnie trochę koca i mnie przykrył, potem zamknął. A potem wziął i zadzwonił do kogoś. Mówił coś, że kończy się termin szczepienia pańskiego psa, potem ktoś zapukał i wlazł do gabinetu.Jakaś baba po tabletki odrobaczające dla kota.A mnie weterynarz zostawił samą i poszedł sprzedać tej babie tabletkę. Było mi fajnie. Zrobiło mi się ciepło. Próbowałam wstać ale znów się nie udało. Z minuty na minutę czułam się trochę lepiej. Pan doktor często do mnie przychodził by sprawdzić jak się czuję i czy nie umieram. Oj, umierałam! Co za uczucie. Spać, nadal chciało mi się spać. Ola! Baciu! Wrócicie kiedyś po mnie? Czy będę tu na stałe? Gdzie jest Ola? Mówiła że przyjdzie wieczorem. Chyba już był wieczór. Gdzie jesteś?