przekliniaki pisze:happy tree cat's pisze:redaf pisze:happy tree cat's pisze:Moja kicia jest wypuszczana na dwór więc postanowiliśmy że będzie musiała zostać wysterylizowana.
Najpierw chcieliśmy żeby zabieg odbył się u weterynarza, który przyjmuje niedaleko nas ale po rozmowach ze znajomymi, którzy u niego byli ze swoimi kotkami (u jednej z kotek do tej pory został guz, a drugiej długo się rana goiła no i weterynarz robił duże nacięcie żeby jemu było łatwiej przeprowadzić zabieg) stwierdziliśmy że to głupi pomysł. Szczególnie jak się okazało że ten weterynarz ze swoimi zwierzętami jeździ do Leszna. Dlatego nasz wybór padł na przychodnię z Leszna. Zawieliśmy maleństwo i mieliśmy ja odebrać po południu. Jak ją odebraliśmy cieszyliśmy się że rana jest malutka i na pewno się szybko zagoi. Kotka nie dostała kubraczka ponieważ weterynarz stwierdził że tylko niewielka liczba kotów wyciąga sobie szwy.
Niestety wieczorem okazało się że nasza kotka należy do tych nielicznych kotów i wyciągnęła sobie szwy. Musieliśmy znowu jechać do weterynarza, który znowu założył szwy i kotek tym razem dostał kubraczek.
Od tego momentu kot zmienił się diametralnie. Z bardzo żywego kotka przeistoczył się w kotka, który w ogóle się nie chciał ruszać. Cały czas leżał na kocyku. Trzeba ją było nosić do kuwety i miseczek. Aż się chciało płakać jak człowiek widział takie biedne maleństwo. Na szczęście rana się zagoiła i można było ściągnąć kubraczek. Jedyne co się zmieniło to to że kotek po sterylizacji nie może jeździć autem bo wymiotuje. Tak naprawdę nie wiem dlaczego tak się stało.
Postanowiłam sobie że jak będę miała kotki to nie pozwolę na sterylizację bo szkoda mi będzie kota.
No i zaadaptowaliśmy dwie kotki (tzn zostały nam podrzucone i tak zostały).
A że one cały czas biegają sobie to stwierdziliśmy że jednak musimy je wysterylizować.
No i znowu pojechaliśmy do przychodni w Lesznie, gdzie okazało się że mają akcje sterylizacji zwierzaków. Zważywszy że mieliśmy pewności że kotki będą chciały z nami zostać czy może wybiorą wolność zdecydowaliśmy się żeby kotki nie były zszywane tylko ich rany zostały sklejone żeby nie musieć z nimi jechać na ściąganie szwów.
Dodatkowo ich uszy zostały nacięte żeby było wiadomo że przeszły zabieg i nie trzeba ich łapać. Tak więc kotki po zabiegu zostały odebrane. Na początku było wszystko w porządku. Miały siedzieć przez tydzień w domu a potem czekała ich wolność.
Niestety okazało się inaczej. Grubej rana się otworzyła i zrobiła się gula, która cały czas rosła. Prawie codziennie musieliśmy jeździć z nią do weterynarza.
W ogóle nie miała siły. Tylko leżała. Była taka biedna. Strasznie było mi jej żal. W domu była z nami ponad trzy tygodnie.
U weterynarza powiedziano nam że a czasie całej akcji że były problemy tylko z dwiema kotkami: z naszą i drugą czarną.
Rozmawiałam z jej właścicielem i ona była w gorszym stanie bo musiała wrócić do lecznicy gdzie została przez tydzień.
Gdybym miała kolejną kotkę to bee się zastanawiać czy ją wysterylizuję czy lepiej nie. Bo nie wiem czy po raz trzeci chce patrzeć jak cierpią moje kotki.
Moje kocice nie miały problemu z sikaniem. Jak Gruba była w domu to korzystała z kuwety Miki i nie było żadnych nieporozumień między nimi.
Jezuuuniuuu!
Zaznaczyłam do przeczytania dogłębnego.
Na razie ni cholery związku skutkowo-przyczynowego nie widzę
to ja może w dużym skrócie napiszę. otóż moje kotki też po sterylizacji miały problemy (tzn dwie z trzech). Tak więc po takim zabiegu zdarzają się różne (niestety) problemy co nie oznacza że zawsze. A najlepiej skontaktować się w tej sprawie weterynarzem i powiedzieć jak wygląda sytuacja. Itp, itd. Koniec
Wiesz happy Twój post miał nieofrtunnie taki wydźwięk jakbyś zwątpiła, nie chciała, uważała że sterylizacja to same zło dla kotki. Ale skoro tak nie myslisz to spoko
wiem że sterylizacja jest spoko i jest potrzebna. Tylko z mojego doświadczenia, tzn moich kotów, to mi ich było szkoda że tyle wycierpiały. Może miały po prostu pecha. Dobrze że przynajmniej nie miały żalu do mnie za to co ich spotkało

