Ściślej mówiąc cytowałam jopop - bo oni mają naprawdę spore doświadczenie w walce z pp:
jopop pisze:LECZENIE
[color=#000080]Podaję tu procedurę stosowaną przeze mnie, potem dyskusja i szczegółowe opisy):
1. SUROWICA (z krwi ozdrowieńca, feliserin, serocat, canglob lub ewentualnie z krwi szczepionego kota)
2. SILNY antybiotyk dożylnie (biotrakson lub biodacyna)
3. bardzo intensywne (często!) nawanianie dożylne (na zmianę NaCl z glukozą i płyn wieloelektrolitowy lub płyn ringera, oba z dodatkiem duphalite)
4. ZERO jedzenia
5. leki przeciwwymiotne (cerenia lub torecan) i przeciwbiegunkowe (enterogelan, diarsanyl)
6. leki podnoszące odporność (TFX, zylexis, neupogen)
7. leki dodatkowe, zależnie od sytuacji: no-spa (rozkurczowo), leki przeciwzapalne (tolfedyna, metacam), leki przeciwkrwotoczne (cyklonamina), krew, vagothyld
KROPLÓWKI
Zarówno biegunka, jak i wymioty, prowadzą do szybkiego odwodnienia. A w konsekwencji - śmierci. Dlatego konieczne jest BARDZO intensywne nawadnianie. Zdecydowanie najlepiej DOŻYLNE. I zdecydowanie najlepiej w kilku porcjach, ma to znaczenie szczególnie u maluchów. U tych najmniejszych - stosuję kroplówki nawet co 2 godziny! Podstawą jest tu dostarczenie płynu i elektrolitów, dobrze sprawdza się płyn wieloelektrolitowy lub płyn Ringera. Zwykle od 2 dnia zaczynam też dawać NaCl z glukozą, w zastępstwie jedzenia. Znakomicie sprawdza się też dodatek duphalite.
Jeśli nie da się założyć wenflonu - stosować CZĘSTE kroplówki podskórne, ale ich skuteczność jest niestety wyraźnie niższa niż dożylnych.
GŁODÓWKA
Dopóki trwa biegunka lub wymioty - nie daję NIC do jedzenia. Przy wymiotach każda ilość jedzenia podrażnia żołądek i prowokuje następne wymioty. Przy biegunce - jedzenie w jelitach staje się pożywką dla bakterii i utrudnia zatrzymanie biegunki.
EDIT: Wykasowałam zapisy o karmieniu na siłę, wielu lekarzy uważa, że lepiej w ostrej fazie nie karmić by jelita nie były dodatkowo drażnione.
Kotka Malwes odeszła pod koniec września (jest o tym w cytowanym wątku)- dostała surowicę, były kroplówki, było najpierw ładne jedzenie conva, potem karmienie strzykawką, w końcu nagłe pogorszenie i zgon.
Malwes pisze:Ja od siebie mogę dodać do całego wątku tylko takie wnioski:
- 1,5ml surowicy od ozdrowieńca, nawet podane przed objawami - nie wystarczyło dla 3 miesięcznej Natalki (ok 300g ważyła). Nie wiem czy jakby to była pełna niepodzielona dawka 3ml czy nawet więcej to by pomogło.
- bardzo ważna jest czujność - u niej zawrotnie skakała temperatura - czasem 15 min wystarczało aby z 39st zrobiło się 42st - obserwacja kota bardzo pozwala wyczuć, że coś jest nie tak. U niej, mimo, że znałam ją krótko, jej zwyczaje mnie zaniepokoiły, już widziałam, że jak nie woła rano o miskę i pod kołdrą u nas nie szarpie troczków od pidżamy to coś jest nie tak
- cholerne choróbsko "oszukuje". Ona była w bardzo dobrej formie przez pierwsze dni choroby - mimo gorączki była bardzo stabilna, nawet radosna - nie wiem zupełnie, co się wydarzyło, że nagle taki odwrót był
(...)
Natomiast co do Natalii - ja mam wrażenie, że ją wykończył stan jelit i to bym powiedziała, żeby nalegać na OSŁONOWE leczenie ile tylko się da. Ona nie miała długo wymiotów ani biegunki (dostawała też leki przeciw) ale jednak to ją zabiło wg mnie. Ona w noc przed śmiercią malutką kupkę popuściła z czymś, co jak robak wyglądało (taki "tasiemiec" z filmów - główka i ogonek). A w klinice się okazało, że to..."kosmyk/zwłóknienia/kawałeczki jelit
((((" - to jaki to rany tam musiały być. Wobec tego rozważyłabym jeszcze raz dokładnie temat podejścia do karmienia - ciągle lekarze dwie teorie podają - nie karmić nic, karmić choć trochę strzykawką RC Convalescence Instant po parę ml co parę godzin. Ja bym chyba jednak obstawiała tylko karmienie dożylne - i osłonę dla jelit od samego początku.I ważne, żeby weterynarze trochę czasem pomagali dogrzać kotka - ja raz trafiłam na zmianę, gdzie lekarz praktycznie by nas wypuścił z 35m8 na dwór do zimnego auta (mimo posiadania termoforu). Ja wiedziałam, że ona nie dojedzie do domu i poprosiłam o poduszkę elektryczną i dość szybko wróciło do 38st. Tak niewiele czasem potrzeba aby ustabilizować stan.
(...)
Bardzo nam źle...cały czas mam w oczach jej błagalne spojrzenia. Ich obojga radość, małe czarne uszy i ciepłe wąsate noski. Były takie przyjazne, ciągle łaknące ciepła człowieka - i takie czyste - tak biedne szły do tej kuwety do kiedy mogły się choć czołgać, żeby nie brudzić dokoła siebie.
Straszny pech, że dzieci musiały tak trafić - nacieszyć się chwilę i patrzeć na coś tak potwornego. Życzyłabym sobie wróżki, która w stu procentach powie, czy się uda czy nie - i jeśli na 100% nie, to usypiać zwierzęta oszczędzając im tak potwornych cierpień. Ale wiem, że wróżki nie ma a nadzieja zawsze umiera ostatnia.
Ukochanego Aleksandra Macedońskiego wykończono w ten sposób - gdy zdrowiał po tyfusie (oczywiście ludzkim, ale nazwa tyfus koci nie wzięła się z sufitu) podano mu rosół z posiekanym mięsem - osłabione jelita nie wytrzymały. Jak u Julinki było podejrzenie pp to przez pierwsze 2 dni mieliśmy jej nie karmić (mimo, że pp w zasadzie wykluczono po teście z kału) - dostawała kroplówki z duphalyte po to, by jelita miały czas dojść do siebie. No i na wszelki wypadek, jeśli by jednak test z kału był fałszywie ujemny (na test z krwi w tamtej chwili nie było szans ze względu na odwodnienie).