No więc byliśmy z mafią na Don Carlosie (kto był na fejsbuku to widział

). Jezu Chryste jakie to było długie, nudne i bylejakie. To taka piękna opera a zrobili z tego...niepowiemco. Raz że trwało cztery godziny z dwiema małymi przerwami (opera trwa sama w sobie ok. 2.50 więc wyobraźcie sobie jak wolne były tempa!), dwa że wszyscy niemal soliści snuli się po scenie znudzeni i z wyraźnym brakiem jakiejkolwiek chęci do śpiewania, Elisabetta nawet dobrze śpiewała, ale zimna jak lód i też jakaś obrażona, Eboli jedyna żywsza i ona akurat bardzo dobra choć ciut krzyczy, Don Carla litościwie pominę (to był komediowy punkt programu), Filip niezły ale nudził i przeciągał. Miałam nadzieję że Posa będzie dobry bo to ukochana moja aria i do niedawna jeden z ulubionych barytonów ale jakoś się rozmemłał i rozbylejaczył, Inkwizytor w sumie był spoko. Ach, no i niebiański głos: łomatko myślałam że jestem w piekle a ona śpiewa w tym sezonie Konstancję.