Wczoraj po oddaniu Milenki byłam pełna obiekcji, czy bycie domem tymczasowym ma w ogóle sens. Bardzo byłyśmy ze sobą związane, ona robiła się coraz bardziej zazdrosna o mnie, nie mogłam głaskać nikogo innego tylko ją. Zawiozłam ją do nowego domku, była biedna wystraszona, leżała cały czas u mnie na kolanach. Na szczęście nie płakała i w nocy spała ze swoimi Dużymi w łóżku
Ma teraz aż cztery pary rąk do miziania
A ja wróciłam do domu, saszetka nie zjedzona od rana, bo Milenka nie zdążyła, a tylko ona je jadła. Malwinka popłakiwała, szukała siostry
i ogólnie tak smutno się zrobiło. Ale już jest dobrze, a nawet lepiej, bo Malwinka przychodzi się przytulać i nawet baranki strzela, a wcześniej była raczej wypłoszkiem
... w ramach młodszego towarzystwa dla pingwinki dzisiaj przywędrowały do nas małe, zabiedzone panienki i już nie jest pusto...