Alez to była fajna niedziela. W domu cały dzień, samochód nie tknięty nawet. Nawet pogoda sprzyjała, werandowaliśmy, wietrzyliśmy futra na balkonie i wszystkimi oknami. Mogloby tak zostać już do wiosny. Jak dotrę do kompa to pochwalę się nowymi fotkami.
Lotta chyba już pozostanie "neurologiczna". Radzi sobie bez problemu ze wszystkim, wskakuje na łóżko, biega po schodach, drze japę wniebogłosy, tylko jest taka ździebko pokręcona.
Kalendarzowo to tylko jesień, ale zimnica jakby to zima nadeszła. Koty futrują jak szalone. Dziwne, że głównie chrupki. Z dużej porcji gotowanego drobiu wychlały szybko rosołek, a mięso czeka i czeka... Jak zwykle, nie rozumiem kotów. Białkowstręt?
Lotta właśnie ostro kłóci się z Konwalią. Wojna inwalidów. Tego też jeszcze nie ćwiczyliśmy.
Konwalii też. Obydwie wielkie duchem. Wyłącznie duchem. Rudy ma fazę świra po kupie. Kolejny, co nie ułatwia usypiania. A przed świtem pobudka. Tylu śpiochów zostanie w moim własnym wyrku, a pańcia na chrupy pozapitala. W następnym wcieleniu poproszę o bogatych przodków. I w ciepłych krajach.