Uhaha gratulować mi poproszę

co prawda wiem, że tak naprawdę nie ma się z czego cieszyć ale kropla drąży skałę, namówiłam siostrę żeby zaraz po urodzeniu maluchów ( a sądząc z rozmiarów Tosi to już lada dzień się kicia rozsypie )wysterylizowała kociastą. Znalazłam weta który sterylizuje pod narkozą wziewną, i rana pooperacyjna jest niewielka zatem przypuszczam,że mimo karmienia uda się zapewnić w końcu Tosieńce spokojny żywot bez kolejnych miotów, których nikt nie chce. Jestem z siebie dumna do wypęku a zarazem mam ochotę samej sobie napluć w gębę,bo mogłam bardziej naciskać zaraz po tym jak Tośka się u nas pojawiła. Ale skoro przez 3 lata mieszkania na wsi i bycia kotem wychodzącym nie okociła się ani razu...Wszyscy uznali,że z okazji warunków w jakich mieszkała i przyszła na świat ( najogólniej rzecz ujmując chów wsobny ) kota jest po prostu bezpłodna. Kolejna kocia historia, która woła o pomstę do nieba a nawet nie mogę dać w mordę osobie która nam Tośkę przywiozła. No nie mogę i już. Bo osoba od której mamy kociastą jest co prawda durna do wyrzygu (już podejrzewam że za przeproszeniem z dupskiem mojej Trufli przeprowadziłabym inteligentniejszą rozmowę)niemniej jednak jest, wstyd się przyznać nie bijcie mnie proszszz.... Rodzoną siostrą bliźniaczką mojej matuli.Poza tym jest także "wielką i zagorzałą opiekunką zwierząt wszelakich jako to ptaszki kotki pieski i wszelka żywina" Celowo w cudzysłowie, bo taka z niej obrończynia jak z za przeproszeniem koziej dupy kobza. Miała koty owszem, w porywach ich ilość w domu dochodziła do 36. ŻADNA kotka nie była wysterylizowana i mioty po 9-10 kociaków nie były rzadkością, a większość z nich umierała zaraz po urodzeniu z powodu wad wrodzonych) ŻADEN kocur nie był wykastrowany, więc wyobraźcie sobie smród panujący w domu i na podwórku. Nadmienię również,że ŻADEN z kotów nie był kotem kuwetkowym....... Smród bijący z bramy domu skręcał i filcował włosy w nosie i powodował drapanie w gardle. Nagle kotów nie ma, przynajmniej nie tyle, obecnie jest ich trzy. Na pytanie co się stało z pozostałymi usłyszałam rozbrajającą odpowiedź " Kilka mi zdechło chyba na katar i sraczkę a resztę przejechały samochody. " Miałam ochotę dać jej w mordę przysięgam. Mąż mi rękę przytrzymał czego naprawdę niezmiernie żałuję po dziś dzień. Miłośniczka zwierząt excuse le mot kurka wodna mać. ( za przeproszeniem moderatorów ale naprawdę łagodniej się nie da. ) Naprawdę jestem człowiekiem cierpliwym i spokojnym , mało co jest w stanie wyprowadzić mnie z równowagi, w rozmowie z innymi ludźmi używam w zdaniach podmiotu i orzeczenia, niekiedy też akcentuję znaki przestankowe i wyraźnie wymawiam szczypiaszcze. Po tej rozmowie zaplułam się z wściekłości a mój małżowin ślubny miał spory problem,żeby mnie uspokoić. Do samochodu wsiadłam dopiero skuszona obietnicą nabycia kilku worków karmy i wizytą w schronie oraz zanabyciem drogą kupna "Tej książki co to ostatnio mówiłaś,że ci się tak podobała i chciałabyś ją mieć więc kochanie zamknij buzię, przestań warczeć i chodź pojedziemy do schronu a potem do EMPIKu" Od tamtej pory staram się nie spluwać zbyt ostentacyjnie na widok kochanej cioci, unikam jej jak mogę, ponadto ma zakaz zbliżania się do moich kotów i psów, na wszelki wypadek, żeby jakiejś francy mi do domu nie przyniosła, bo Artem wprawdzie przeszedł pełen cykl szczepień, ale z Maszą jesteśmy dopiero na etapie wstępnym. Ciocia się obraziła,zgadnijcie, czy mi to w jakikolwiek sposób przeszkadza? I ona ośmiela się mi nawijać makaron w uszy, że czy mi jeszcze mało,że OKALECZYŁAM Artema i teraz CHCĘ OKALECZYĆ MASZKĘ TAKĄ ŚLICZNĄ MALUTKĄ KOCINKĘ. Ona też ma prawo zaznać radości macierzyństwa (!???) i przecież na kociaki po niej będzie masa amatorów ja moich kotek nie sterylizuję i wiesz jak one się cieszą jak się okocą?! Przepraszam, niedobrze mi.
Czy ja (wiem, że jestem upierdliwa zadając wciąż te same pytania ale wolę się upewnić) jestem normalna? Czy ja naprawdę dobrze robię? Czy ja nie powinnam się iść leczyć? Ta Morawica wiecie kusi mnie coraz bardziej....