Trafił dziś do mnie pekińczyk z interwencji. Facet trzymał go w wiadrze z zimną wodą. Powiedział, że jak wrócił z pola to pies był bardzo słaby, więc wsadził go do wiadra, żeby go z robaków umyć, bo taką postawił diagnozę. Że to z powodu robaków. Najpierw nie chciał go z wiadra wyciągnąć. Pies siedział w wodzie i płakał. W końcu wyciągnął go. Pół godziny trwały negocjacje. W końcu oddał psa mojej mamie. Inaczej wzywana byłaby policja. Moja mama z psem się szybko oddaliła, żeby się facet nie rozmyślił i zadzwoniła po mnie, bo nic o sprawie nie wiedziałam. Pojechałam, zabrałam psa w samochód i od razu do wetów. Sobotni wieczór, ale udało mi się dodzwonić do takiego, który mieszka przy gabinecie. Psiak dostał ciepłą kroplówkę. Cały się trząsł. Pchły skakały do góry, pewnie dlatego, że był mokry. Dredy już mu w domu powycinałam, susząc suszarką do włosów. Dostał zastrzyki na wypadek zapalenia płuc. Ma ok 7 miesięcy, a wygląda jak mały szczeniaczek. Skóra i kości. Leży teraz pod lampą grzejącą.
U tego faceta jest jeszcze duż pies przywiązany do lodówki stojącej na podwórku i jeszcze jeden pekińczyk. Były trzy, ale jeden już nie żyje. Podobno był powiadamiany wydział środowiska z mojej gminy. Zorientuję się o co chodzi. Przecież znam tam te panie. Jak nic się nie zadziej w tej sprawie, to powiadomię odpowiednią straż dla zwierząt.



Wiem, wiem. Kocie forum, ale musiałam o tym napisać