Byłam z Lilą na tych oględzinach - świerzbowca niet. Grzybek też podobno raczej niet. Zmiana zresztą już się goi i nic więcej się nie dzieje. Kicia się tym nie interesuje, nie drapie.Pani doktor jakoś to nazwała, ale już zdążyłam zapomnieć, bo jak się okazało w czasie tej wizyty to było najmniej ważne. Oj co tam się działo

. Jadąc z Lilą do lekarza nie spodziewałam się takiego obrotu spraw, a wyglądało to tak:
Zmiana na karku obejrzana, tabletka na odrobaczenie (milbemax) podana, więc poprosiłam o obejrzenie zadrutowanej żuchwy. Pani doktor do pysia zagląda a tam zonk. Drucik z lewej strony puścił. Próbowała Pani doktor to naprawić, grzebała kotu w pysku, a ten dzielnie to znosił, ale się nie dało. Co było robić, kotę na wziewkę i drut do zdjęcia, bo tak zostać nie może, wystaje, podrażnia a i tak już nie trzyma. No i kolejny zonk. Lila okazała się na wziewki odporna i za nic nie chciała spać. Znowu zagwozdka. Podać Liliowej głupiego jasia czy nie

ryzyko zwymiotowania tabletki na robale, zero badań no i rzecz zupełnie nie planowana narkoza. Na szczęście Lila przezornie była na czczo. Vet zdecydowała, że poda Lilce narkozę. Zostawiłam śpiącą kotełke i jak tylko wyszłam z budynku lecznicy to się rozryczałam

. Zestresowałam się ogromnie. Bałam się o nią bardzo. To wszystko działo się za szybko. Miałam ogromne wątpliwości czy to mądre, ale cóż było robić. Na szczęście wszystko się udało. Odebrałam wybudzoną Lilkę 30 minut po zamknięciu lecznicy. Drucik przymusowo zdjęty o 4 tygodnie za szybko. Żuchwa lepsza, ale niestety ciągle jest niewielka ruchomość. No nic, będziemy uważać i karmić półpłynnym dalej. Staram się w tym wszystkim doszukać plusów i może jakieś są. Na szczęście zachowałam resztki rozsądku i korzystając z niespodziewanej narkozy poprosiłam o pobranie krwi na morfologię, biochemię, FIP, FeLV, FIV oraz o usg żeby wykluczyć ciążę. Morfologia ładna, jeszcze jest niewielki stan zapalny, ale reszta ok, biochemia cacy, nerki i wątroba wporządku. Wyniki testów na FIP, FeLV i FIV będą po weekendzie, bo to podobno idzie do Krakowa. Usg czyste, ciąży nie ma.
Kicia pokłuta, wygolona na brzuszku, wymęczona i wyoglądana. Żal mi Jej bardzo, a Ona jak zwykle była mega spokojna. Wystawiała pupę do głaskania, mruczała i w ogóle była super grzeczna. Ja ją podziwiam za taką cierpliwość. Wiać chciała tylko jak Jej vet za długo przy tym druciku grzebała i jak narkozę dostała. Podobno zastrzyk z głupiego jasia jest bardzo nie fajny.
Achaaa, Lila waży 3,1kg, czyli 0,2kg więcej niż 2 tygodnie temu

. To dobrze, bo Ona naprawdę jest jeszcze chudziutka i ostatnio jakoś mniej je. Już zaczynałam się martwić, że coś się dzieje, ale możliwe że to była reakcja na ten niesforny drucik, a może już doszła do swojej wagi i teraz będzie mniej wsuwała.
Z tego wszystkiego już nie porozmawiałyśmy więcej o tym karku i zapomniałam spytać czy mam jeszcze Lilce podawać immunactive oraz vit B. No nic, zadzwonię i się dowiem.
Jak testy wyjdą ładnie to za jakieś 2 tygodnie szczepimy. Sterylizacja gdzieś tak na początku października, bo kicia musi odpocząć od weterynarzy. No i nasz portfel też. Dzisiaj mija miesiąc i 1 dzień od dnia znalezienia Lili w Elblągu a koszty weterynaryjne właśnie przekroczyły 1000zł

. Koszt dzisiejszej wizyty 301zł, a ja nawet nie mam czasu zrobić bazarku

.
Prosimy o kciuki żeby ta żuchwa się goiła, kotełka nie przestała jeść a testy na kocie choróbska były ujemne.