I to nazywam prawidłowym podejściem do sprawy...Aż żal,że nie mogłam gnojka przytrzymać ewentualnie też mu przyłożyć.... W życiu nie zapomnę, jak wezwano mnie onegdaj do szkoły bo mój syn pobił kolegę. Afera jak stopińdziesiąt, lecę, na szczęście blisko było, pytam co sie stało, przecież mój syn spkojny jest,nigdy nikogo nie uderzył no to co się dzieje? Zostalam poinformowana,że uderzył w twarz kolegę i na dodatek, o zgrozo-również go kopnał, bo kolega kopnął szkolnego psa.... Paniwychowawczynia oburzona wielce i dawaj mi tłumaczyć,że źle Młody zrobił, a be, a fuj... Zapytałam, gdzie ten kopnięty kolega i czy ktoś mógłby mi go ewentualnie potrzymać też chciałabym go kopnąć w dupę tylko mocniej, bo syn młody,siły ma mało więc szczerze wątpię czy gówniarz aluzju poniał. Paniwychowawczynia się oburzyła straszliwie no bo jak tak można, dlaczego ja na syna nie krzyczę,ba, wręcz namawiam do przemocy w stosunku do innych dzieci...Powiedziałam jej ( możłiwe,że dość głośno) że gdyby mój syn kopnął psa zrobiłabym mu to samo. A skoro kopnął kolegę który kopnął psa jest szansa,że nauka nie pójdzie w las....A ponadto w sumie się cieszę bo skoro nauczyciele byli przy tym i nie zainterweniował nikt, to dobrze,że zrobił to ktoś komu dobro psa leży na sercu. Nie muszę chyba dodawać,że pies wrócił z nami do domu? Znalazłam mu potem nowy dom, u mnie jeszcze wtedy nie było warunków, mój ówczesny pies właśnie umierał na raka,pieseł trafił do znajomych gdzie żyje sobie do dzis, cały zdrowy i szczęśliwy a mój syn ma zapowiedziane, że jeszcze raz dojdzie mnie wiadomość że przyłożył komuś kto znęca się na d zwierzęciem to osobiście pójdę z nim do tej osoby i jeszcze ja mu dołożę swoje to raz, a jak synek dorośnie na tyle,żeby mu wolno było- osobiście postawie mu pół litra. O dziwo, mój mąż również popiera moje metody wychowawcze....
