Dziś późnym wieczorem znaleźliśmy z narzeczonym kota - kocurka, maleństwo, może mieć ze trzy miesiące. Stał na środku ulicy, która nie tylko za dnia jest ruchliwa i niebezpieczna dla zwierząt, i darł ryja tak, że pewnie słyszała go cała okolica. Już od pierwszej chwili widać było, że jest udomowiony. Sama dwa lata temu oswajałam kota (też znalezionego w podobnych okolicznościach) i nie dawał do siebie podejść, a ten przylatuje na każde zawołanie. Mruczy brany na ręce, ogarnia kuwetę, ma problemy z piciem z miski, ale jeść potrafi. Jest bardzo grzeczny i lgnie do ludzi. Musiał komuś nawiać z mieszkania, a wcześniej miał stały kontakt z człowiekiem.
Sęk w tym, że nie możemy go zatrzymać. Mamy już kota, również kocura, na którego wydajemy sporo pieniędzy z powodu częstych wizyt u weterynarza. Warunki mieszkaniowe też nie pozwalają nam na drugie zwierzę. Jutro obleziemy całą okolicę, żeby znaleźć właściciela (mamy 120% pewności, że malec komuś uciekł), ale szansa jest - nie ukrywajmy - niewielka. Równie dobrze ktoś go mógł wyrzucić.
Teraz właściwa część apelu. Jeżeli ktoś chciałby dać kocurkowi dom, będę wdzięczna po wsze czasy. Jest naprawdę kochany, czysty i grzeczny. Jeśli nie odnajdziemy właściciela, będziemy zmuszeni oddać go do schroniska, a tego bardzo, BARDZO nie chcę robić. Mieszkamy na Śląsku (Pilchowice k. Gliwic), ale możemy go przetransportować gdzieś dalej (np. do Łodzi i okolic).
Mój numer telefonu - 886 955 113, można dzwonić o każdej porze dnia i nocy.

