Witaj Marzenko. Dziś odebrałam spodenki-dzięki

Koniec weekendu.Przeszedl między palcami i karmieniami. Obsiusiany, prany, sprzątany ... jako tako. Capiłąm cięgiem bo teraz malce kojarzą sobie mnie nie tylko z pokarmem. Tylko zaczynam brzunie głaskać a już im leci z pupinek. Zaczynamy się uczyć kuwetkować. Wstawiam je do żwirku i masuję pupinki.
Burasie są już nazwane. Nendza to Amelka. Bura grubaśna to Andzia. A bursia z białą końcówką ogonka to Agatka.
Deczko im ograniczamy jedzenie bo wczoraj miałam wrażenie,że Amelcię z przeżarcia brzuś boli. Je też mniej. Zamiast wziąć pod uwagę ,że może już napchała się pod kokardkę to zaraz zaczęłam zamartwiać się czy nie chora. Oczko to huśtawka. Wczoraj ja bolało.
Dziś dzieciska jadą do weta z Milady to zobaczymy co doktorka zaordynuje.
Mamunia zaczęła wczoraj się myć. Stan podgorączkowy jest cały czas. Jednak jak przy niej nie majstrujemy to i mniej dycha. Biedna jest bardzo, bardzo. W chudym pysiu oczy wielkie tylko widać. Jest smutna .Pięknie kuwetkuje.
Pingwinie też mają imiona. Z białym znaczeniem na karku to Lunka. "Zwykła" to Lenka.
Wśród czarnuszków jest dziewunia i (chyba) dwóch chłopców. Brak nam pomysłu na imiona dla nich. Pysie mają jak bajkowe niedźwiadki.
Koszyczek jest hitem. Wszystkie się tam pchają ku rozpaczy TZ. Jojczy,że w ścisku są.A im tak pasuje. Leżą splątane , wyłożone, podgryzające się.
Wszystkie przytyły od momentu trafienia do nas. Piąteczka z gołębnika nawet podejmuje próby odkrycia do czego służy kuweta. Siedzą, grzebią, dumają kiwając się nad grudkami siusiek...W końcu wpadną ich doopinki na pomysła wysiusiania się.
Na karmieniu nie było wszystkich kotów. Kotłownia nie ma oznak baletów czy też bytności psów. Martwię się.
Potrzymajcie kciuki za wetka.