Dzień 2, niedziela.
Wstaliśmy sobie wyspani o 8, żeby zdążyć do Kuby dojechać. Po wymeldowaniu się z pokoju wróciliśmy na metro, po drodze kupując w Żabce bułki i kabanosy w charakterze śniadania. Dobre były

Metrem pojechaliśmy do Centrum, a stamtąd na piechotę na dworzec Warszawa Śródmieście. Poczekaliśmy chwilę na pociąg, upewniliśmy się że nie dostaniemy mandatu za złe bilety

i wsiedliśmy, jadąc w kierunku Pruszkowa.
Wysiedliśmy z pociągu i weszliśmy w zupełnie inny świat: bez zgiełku, pośpiechu, taka troszkę senna atmosfera niedzielnego poranka się tutaj utrzymywała. Idziemy dziarsko do Kuby, w końcu jeeeeeeeest! Stoi na progu i na nas macha
Weszliśmy do środka a tam tyle nowych pyszczków! Miranda i Sylwia z dziećmi, Madzia, Ewa no i Kubuś

Piękne panny pruszkowianki przywitały nas różnorodnie: Perełeczka miauczała pod drzwiami i dawała się brać na ręce, a Fukusia siedziała na parapecie i łapką oraz ząbkami broniła się przed naszymi wścibskimi łapami

Mam na prawej ręce 2 miejsca zaznaczone 4 jej ząbków, raz mnie dziabnęła w palec wskazujący i to akurat boli, a drugiego sznyta mam pod kciukiem
Kubuś bardzo gościnnie przywitał nas śniadankiem i przekąskami. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, od kotów zaczynając, na polityce kończąc - grunt, że było miło i sympatycznie, można było się pośmiać i porozmawiać na żywo. Potem Pan Domu zabrał się za przygotowywanie obiadu, w czym dzielnie mu pomagałam. Wyszły 2 zapiekanki makaronowe, jedna z mięskiem a druga bez, posypane z wierzchu wędzonym, startym serem. No mniamuśne wyszło

I nawet mój Rafał, który z reguły nie lubi makaronu i wariacji, przyznał, że było dobre

Kubuś - szacunek

Po obiedzie jeszcze troszkę sobie pogadaliśmy, potem dziewczyny z Łodzi musiały już się zbierać, więc wyszliśmy do ogródka na foty grupowe. Fotografował Rafał aparatem Sylwii, więc mam nadzieję że potem na wątku Myszki sobie obejrzymy te fotki

Zostaliśmy z Mirandą, jej córką i Kubusiem, który uczynnie odwiózł nas na szybkie zakupy spożywcze do Lidla, potem na spacerek po parku i w końcu na busa. Niedziela więc była bardziej pozytywna niż sobota, także uśmiechnięci wracaliśmy do Wrocławia. Po drodze widzieliśmy sarenki i bociany, o 22 już za wiele nie było widać, ale autostrada nocą była dziwnie fascynująca. Byłam dzielna i nie spałam

Jak już dojechaliśmy, szybki bieg na autobus nocny w celu odzyskania małej Perełeczki. Kociątko dało się posłusznie zapakować do transporterka, po przyjściu rozejrzała się i popatrzyła na mnie wzrokiem wyrażającym: "Ale na pewno już nigdzie mnie nie wyniesiesz? Tęskniłam za tobą!", opędzlowała Winstonka, a ja poszłam się wykąpać, a niedługo potem spać.
No i to tyle jeśli chodzi o nasz wyjazd. Na jesień planujemy powtórzyć to, ale w wersji zwiedzania z Kubą najciekawszych parków, fontann i innych atrakcji, za to za 2 tygodnie Kubuś wpada do Wrocławia i idziemy do zoo
