A u mnie maluchy zawsze niańczył Maksiu, kocice nigdy.
Jak był 2 lata temu maleńki Bazylek, to przyczepił się okropnie do Alusi, bez przerwy próbował ją ssać, podejrzewałam nawet że jego mama była czarną kotką (Bazylek był pingwinkiem, Alusia czarna). A Alusia była [*] takim kotkiem, że jej do życia potrzebny był jedynie człowiek, koty mogły być albo i nie, byle nie wchodziły jej w drogę. Wtedy Alusia była już chora, potrzebny był jej przede wszystkim spokój, musiałam ją chronić przed zapędami malucha. To maluch zaczął ssać moją szyję, chodziłam z malinkami

W DS też jeszcze długo ssał nową opiekunkę, ale wyrósł z tego.
Lili z kolei nie lubi maluchów, zawsze burczała na nie. Ale to jest kotka po okropnych przejściach, nie ma jednej nóżki, oczka i kawałka ogonka - prawdopodobnie po walce z lisem. Ktoś wywiózł domową kotkę do lasu i prawdopodobnie w tym lesie urodziła kocięta (tak mówili ludzie stamtąd), podejrzewam (bo prawdy się już nigdy nie dowiemy), że mogła walczyć o życie swoich dzieci, stąd te straszne obrażenia. I wydaje mi się, że dlatego drażnią ją maluchy, bo przypomina jej się koszmarna przeszłość.
Maksiu nie chce już niańczyć (no chyba że zdoła wykrzesać z siebie jeszcze iskrę tacierzyństwa

), to została nam Mimi

Jest młoda, ale podejrzewam, że ona nie miała nigdy kociąt (nie znam jej przeszłości) i nie wiem czy coś z tego będzie

Dzisiaj znowu była u maluchów, ale od razu cała trójka próbowała się dostać do cyca i Mimi zwiała. A kociątka są jeszcze takie maleńkie, widać jak bardzo, bardzo potrzebna jest im matka

strasznie do niej lgnęły wszystkie.
Ale będziemy próbować, może Mimcia się przekona, może małymi kroczkami...
