Piątek, trzynastego - to było święto czarnego kota. Jednak nie zważając na kolor swojego futerka, na nadwiślańskiej stacji benzynowej zaatakowała mnie młodziutka, bardzo miła, przemoczona i wygłodniała kicia.
Praktycznie codziennie jeżdżę tamtędy. Raz, rano w drodze do pracy, zastanawiałam się nad zgarnięciem kota z pobocza i potem w drodze powrotnej do domu nie było już o czym rozmyślać - kolejne zwłoki na asfalcie.
Więc teraz - mimo zapchania domu kotami aż po sufit - nie zastanawiałam się. Przytuliłam i pojechałyśmy razem.
Oto Petra:

Jest straszliwie podobna do Maciusia...