Jezu Chryste, moje koty wpędzą mnie do grobu i to już niedługo.
4 rano, budzi mnie jakiś dźwięk - patrzę, mąż w przedpokoju siedzi na podłodze i patrzy na Tośkę, która stoi jak mała bida. Pytam "co jest?" - okazało się, że Tosia spała z nami ale przed 4 zaczęła się wiercić, nie mogła się ułożyć i jak się kładła to popiskiwała cichutko

Po przedpokoju bardzo nieporadnie chodziła, taka podkulona i nie za bardzo dawała się pogłaskać, zwłaszcza po tylnej części. Brzuszek wydawał nam się twardy, ogon trzymała przy podłodze... zamarłam dosłownie. W moim mieście nie ma żadnych całodobowych wetów, a w necie wyczytaliśmy, że nasza stała lekarka jest do końca tygodnia na szkoleniu

Pozostało nam czekać do 9, bo sygnały od Tosi były dość sprzeczne... chodziła podkulona, ale za to siadała i bawiła się piłeczką czy wstążką... nie mieliśmy pojęcia, co o tym myśleć

Podsuwaliśmy jej kuwetę (myślałam, że może zatwardzenie jakieś? byłam pewna, że wczoraj cały dzień nie kupkała, ale potem okazało się, że kupkała jak byłam w pracy), miseczkę z wodą - nic. Próbowała położyć się w salonie na swojej ulubionej leżance, ale też kręciła się w kółko i 2 razy pisnęła. W końcu się położyła, przykryliśmy ją kocykiem i zasnęła kochana. Było przed 5 więc zostało nam tylko wrócić do łóżka, ale mąż za chwilę się zerwał i powiedział, że nawet się nie będzie oszukiwał że uda mu się usnąć... i poszedł pilnować Tosiaczka. O 6 Bazyl zaczął marudzić o jedzenie, bo w końcu codziennie o 6 je karmimy. Tosia się obudziła, chwilę się przeciągała, rozbudzała, ziewała, po czym zeskoczyła z leżanki i popędziła też do miseczki. Obserwowaliśmy ją, ale była już zupełnie normalna, zwykłe kroki, ogonek w górze, miękki brzuszek, reagowała na głaskanie unoszeniem tyłka jeszcze wyżej - jak zawsze

Wszystko minęło, jakby się śniło. Po upewnieniu się, że już jest OK - nasypaliśmy im chrupek. Tosia zaczęła jeść ze smakiem, Bazyl za to powąchał i odszedł.
Przecież nie może tak być, że jednemu kotu przejdzie i zapomnimy o sprawie. Nie... jak jednemu kotu coś przejdzie, to drugi musi o sobie przypomnieć... Baz nie chciał jeść suchego, nie wymiotował od 18 kwietnia - myślę sobie, dam mu puszkę. Polizał trochę po czym poszedł do salonu i puścił pawia.
OSZALEJĘ!!!!
Ale ten incydent z Tosią... co to do cholerki mogło być? Na pewno udamy się z tym do lekarza, ale wolałabym poczekać na naszą wetkę, ona o Tosi wie wszystko. Nie ukrywam, że pierwszą myślą i moją i męża było to, że nowotwór znów zaatakował... a ostrzegano nas, że może on zaatakować jelita.
Boję się
