Może ja coś pomogę.
Miałam analogiczną sytuację.
Do rodziców (nie posiadają zwierzaków obecnie) na święta zjechałam ja ze swoim kocińcem szt.3 i moja siostra ze swoim Kusym (MCO a więc gabaryty odpowiednie).
Ja byłam pierwsza i moje potwory jako pierwsze zwiedziły mieszkanie i względnie się zaadaptowały. Względnie - ponieważ Feluś kocurek zdecydowanie wyobcowany w stosunku do ludzi te 8 dni spędził w "naszym pokoju" na zmianę na parapecie i w otwartym transporterze, robiąc ostrożne wycieczki jedynie wieczorami. Za to pozostała dwójka objęła mieszkanie w posiadanie.
Kusy (MCO mojej siostry) uosobienie łagodności i wielkiej ciapy, nie chciał ruszyć się ze swojej budki.
Pierwszy dzień koty spędziły w izolacji, pomijając incydent z moim drugim kocurkiem gdy wyrwał się do przedpokoju i nafukał na nowego. Moja Cykoria raczej ignorowała kuzyna,raz na niego nasyczała a raczej nawarczała gdy próbował wejść tam gdzie ukrywał się Feliks - zastawiła go własną dość mikrą 3 kg osobą

Zaczęło się później. Moje małe kociątko ze 2.5 raza mniejszy od kuzyna, które dalej wygląda jak długa, wąska sznurówka otrzymał wdzięczną ksywkę "łysy bandyta" (włosem nie dorówna kuzynowi

).
O ile dzień drugi polegał na fukaniu, raczej jednostronnym i obeszło się bez ekscesów, o tyle później mój kocurro przez cały pobyt, średnio co dwie godziny biegał do "kuzyna", szukając go i teatralnie fuczał w stylu - pamiętaj ja tu rządzę, czasem pacnął łapą dla zasady. Zarekwirował mu budkę (jakby mu potrzebne było takie MCO-owe domiszcze do tej pory preferował ciasne dziury), grzebał mu bezczelnie w kuwecie i próbował wyżerać co się dało z misek. Pomimo tego, że od 4 dnia tolerowały się, normalnie mijały, nawet próbowały bawić - mój Emiś co 2 h powtarzał rytuał.
Ewidentnie wyglądało to na pokazówkę typowego samca "alfa" - może tutaj jest przyczyna?