O nie... Rano podczytywałam, nie mogłam w pracy pisać, tyle ciepłych myśli biegło dla Cheteau. Człowiek sobie myśli, że jak taki kotek trafia do domu, pod czułą opiekę, to już najgorsze za nami, może być tylko lepiej... Tak mi smutno, czarno-czarni przytulam.
Z góry przepraszam wszystkich mocno wierzących... Ale zawsze w takich sytuacjach zastanawiam się, czy wszechmogący Bóg istnieje? Ze zabiera takie malutkie niewinne cudeńka? Się popłakałam.