Ponieważ to mój pierwszy post na tym forum to parę słów o sobie i, przede wszystkim, o moim szurniętym kocie. Mam na imię Patryk i posiadam jednego kota o imieniu Maniek. Jest on samcem po sterylizacji. Jeśli ktoś twierdzi, że wykastrowany kot musi stać się ospały i bierny to powinien zobaczyć mojego Mańka. Istny wariat! Aczkolwiek ostatnimi laty trochę się uspokoił i zaczął przesypiać sporą część dnia. Według mnie spowodowane jest to jego wiekiem - ma już koło 7 lat. Mimo to dalej lubi polować na owady. Zwykle mu tego nie bronię, ale... no właśnie, tu się zaczyna mój problem.
Otóż Maniek poluje na wszystko co lata, w tym również na niebezpieczne owady. Kilka lat temu ni stąd, ni z owąd wyszedł z pokoju siostry ze spienionym pyskiem i przeszklonymi oczami, położył się na wyłączonym telewizorze w pokoju mamy i tak leżał przez jakąś godzinę. Wszyscy byliśmy zaskoczeni i zastanawialiśmy się czy nie zabrać go do weterynarza. W pewnym momencie zauważyliśmy owada, którego ganiał chwilę przed wpadnięciem w taki stan. Na początku myśleliśmy, że to mucha, ale po przyjrzeniu się zauważyliśmy, że ma osowaty pokrój ciała. Siostra wtedy wspomniała coś o tym, że owady czasem nakładają na siebie coś w rodzaju mimikry. Na dodatek ów owad ledwo co miał siłę się poruszać co mogłoby wskazywać, że już kogoś użądlił. Doszliśmy do wniosku, że Maniek doznał szoku po tym jak został właśnie użądlony. I na szczęście po około godzinie wydobrzał.
Podobna sytuacja wydarzyła się dwa lata temu. Zobaczyłem najpierw wymiociny Mańka w dwóch miejscach, a następnie jego odchody na parapecie. Gdy go odnalazłem to miał zeszklone oczy i piana ciekła mu z pyska. Pierwszą moją myślą było to, że znowu został użądlony. Wkrótce potem moja mama znalazła na dywanie pszczołę, która ledwo miała siłę by się poruszać. Maniek natomiast wskoczył na okno i miauczał, choć te jego miauki bardziej przypominały wycie. Wtedy również obawialiśmy się, że trzeba będzie zabrać go do weterynarza, ale na szczęście i tym razem sam wydobrzał.
Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, że choć mój Maniek już dwa razy został użądlony i za każdym razem ciężko to przechodził, to dalej nie ma nauczki. Już kilka razy się zdarzyło, że do naszego mieszkania przez okno wlatywał trzmiel, a Maniek gdy tylko go zobaczył lub usłyszał jego brzęczenie, natychmiast rozpoczynał łowy. Za każdym razem kończyło się na tym, że odganiałem bezmyślnego kota i "pomagałem" trzmielowi opuścić mieszkanie. Mam jednak obawy, co jeśli jakiś niebezpieczny owad wleci, gdy żadnego człowieka nie będzie w domu, a Maniek zacznie na niego polować. Największe obawy mam o to, że w trakcie tych łowów mógłby chwycić owada w paszczę i w tym momencie zostać użądlonym.
Uff... ale się rozpisałem. Ogólnie czy znacie jakieś skuteczne sposoby, aby nauczyć mojego szurniętego kota strachu przed niebezpiecznymi owadami? Naprawdę mam obawy, że przez swoją bezmyślność kocina może sobie zafundować śmierć w męczarniach.
