WROCŁAW i dolnośląskie

Informacje i opinie o lekarzach weterynarii, klinikach i gabinetach.

Moderator: Moderatorzy

Post » Pon kwi 07, 2014 19:42 Re: WROCŁAW i dolnośląskie

Chcę odradzić przychodnię dla zwierząt przy Uniwersytecie Przyrodniczym we Wrocławiu, na Klinikach tegoż UP tą która pełni dyżury również w niedzielę i święta.

Prosiłabym nie usuwać tego postu bo to ważne ostrzeżenie

Tak więc, byłam tam dwa razy, w sumie to trzy.

Po raz pierwszy : pomimo obecności jakiegoś lekarza z pełnymi uprawnieniami nikt mnie nie potrafił uważnie wysłuchać (w kartę wpisano w ogóle nie to co opisywałam), postawiono złą diagnozę, przepisano nieodpowiednie leki i złe podano na miejscu, doniosłam kotka (5 tyg) do domu prawie nieprzytomnego po tym co dostał, leki do podawania w domu nie działały, kotek gasł, dopiero zmiana leczenia pokazała że tam tylko stan futrzaka pogorszyli. Takie coś że jest to miejsce w którym studenci uczą się podawać zastrzyki chyba też ma znaczenie, serce mi się ścisnęło jak męczyli kociątko żeby dać zastrzyk, sama potrafię to lepiej!!! a wiele razy tego nie robiłam

Po raz drugi : mało istotne to tyle że mam kota z wadą rozwojową i tam zgodziłam się pójść , aby profesorowie mogli opisać ciekawy przypadek, było trochę inaczej bo to ja dyktowałam warunki, ale też namęczyli biedne kocię nie umiejąc pobrać krwi, do tego również godziny oczekiwania i tym samym stresu dla futrzaczka

Po raz trzeci : było tragicznie, trafiłam tam z kotem z zapaleniem pęcherza, w momencie zatkania, w święto!!! Tłum ludzi, mega kolejka, a ja czekam i czekam, jak już mnie przyjęto musiałam prosić żeby spróbowano metod typu masaż, leki aby odetkać mojego kota, nikt się do tego nie przyłożył, skończyło się na jednorazowym naciśnięciu kota i stwierdzeniu nie da rady. Rozpoczęto cewnikowanie. Trwało ponad godzinę (a w ogóle spędziłam tam prawie cały dzień tyle to wszystko trwało, z tego co wiem pod narkozą też nie można pozostawać zbyt długo), kot pomimo znieczulenia momentami wił się z bólu, samo cewnikowanie nie polegało na delikatnych próbach włożenia cewnika tylko na jak to nazwę "dziubaniu" tym cewnikiem, wszędzie była krew, nie mocz z krwią, umiem to odróżnić (a nie powinno być!!!), po ich zabiegu kot i tak miał problemy wypływaniem moczu przez ten cewnik. Nie zrobiono żadnych badań, a orzeknięto że trudności z przejściem cewnika były spowodowane przez kamienie cytuję " które ułożyły się jak wagoniki jeden za drugim w cewce". Żadnych kamieni nie było , bo mój kot był później otwierany przez mojego weta w ostatecznej próbie ratowania poprzez założenie cewnika od środka. Jedyne co było w pęcherzu to skrzepy krwi po cewnikowaniu na UP i mocz w jamie otrzewnej. Jak i w pierwszym przypadku w kartę wpisano bzdury. Koniec z końcem mój kot otrzymał tam gwóźdź do trumny w postaci rozwalonej cewki moczowej.

Ostrzegam przed UP wszystkich. W święta dzwońcie do znajomych, starajcie się zabezpieczyć numerem do kogoś zaufanego, szukajcie w internecie kogoś kto ma dyżur , a omijajcie Up szerokim łukiem. Ja poszłam tam myśląc sobie : przecież tam jest jakiś lekarz a nie tylko studenci, przecież komuś muszę zaufać...przecież mój kot może nie wytrzymać do rana.. i mój kot nie dał rady wykaraskać się z tego co go tam spotkało

Jeszcze raz proszę o nie usuwanie postu
Dziękuję

stopopliszka

 
Posty: 9
Od: Nie mar 16, 2014 16:26

Post » Pon kwi 07, 2014 22:47 Re: WROCŁAW i dolnośląskie

A ja nie ostrzegam przed kliniką na Uniwersytecie Przyrodniczym. Wręcz przeciwnie - polecam.
Obrazek
Obrazek

MalgWroclaw

Avatar użytkownika
 
Posty: 46758
Od: Czw paź 15, 2009 17:39
Lokalizacja: Wrocław, stolica Śląska :)

Post » Pon kwi 07, 2014 23:18 Re: WROCŁAW i dolnośląskie

MalgWroclaw pisze:A ja nie ostrzegam przed kliniką na Uniwersytecie Przyrodniczym. Wręcz przeciwnie - polecam.

Byłam tam wiele razy, nie liczę, ile, bo nie dam rady policzyć. Za każdym spotkałam się z życzliwością i staraniem. W święta i dni wolne nie ma studentów, z oczywistych powodów. Nie komentuję metod leczenia Twojego zwierzątka, bo nie wiem dokładnie, o co chodzi. Na UP przyjmuje wiele osób – są lekarki i lekarze, trudno podsumowywać wszystkich jednym wpisem. A samą kolejkę naprawdę trudno skomentować. To jest dyżurna klinika, czynna w dni powszednie do 22, w wolne krócej. Trudno jest dyskutować z kolejką.
Szare_oczy – o przychodzi na Paczkowskiej moi znajomi wypowiadają się w samych superlatywach.
Obrazek
Obrazek

MalgWroclaw

Avatar użytkownika
 
Posty: 46758
Od: Czw paź 15, 2009 17:39
Lokalizacja: Wrocław, stolica Śląska :)

Post » Pt kwi 25, 2014 13:07 Re: WROCŁAW i dolnośląskie

zdecydowanie nie polecam dr Katarzyny Marszałek i jej przychodni Arka przy Więckowskiego !
Na objawy u mojego psa: ostra, wodnista biegunka, osowienie, całkowity brak apetytu, szybki spadek masy ciała, a przy tym matowa sierść i bardzo suchy nosek z jednej strony, zareagowała podaniem leku rozkurczowego i stwierdziła, że nic wielkiego mu nie jest, a jako, że piesek osiągnął roczek, to normalnym dla tej pani było to, że prawie nic nie je. Zalecenie: 2 szklanki suchej karmy dziennie. Skutek tego spektakularnego leczenia był taki, że piesek ledwo przeżył. Tylko dzięki dr. BOJKO z przychodni CANIS udało się go uratować. Pan doktor przyjechał do domu w ciągu 30 minut (dodam, że tak szybka pomoc nadeszła w środku nocy, kiedy pies non stop wymiotował i zwijał się z bólu). Czytałam opinie na forum, że pani z Więckowskiego świetnie i bezstresowo podaje zastrzyki, mojego psa natomiast jedynie zestresowała, przygwoździła go do drzwi i na siłę, szarpiąc go, podała zastrzyk na tyle nieumiejetnie, że wszystko znalazło się w postaci potężnej bulwy pod skórą. Dr Bojko natomiast poradził sobie z kroplówką u mojego smyka niesamowicie, nie trzeba było nawet psa trzymać. Po dwóch tygodniach antybiotyków, leków wzmacniających i terapii witaminowej, pies ma się doskonale, tryska energią, je jak oszalały (chociaż ma teraz już prawie 1,5 roku, wbrew zapewnieniom pani M. dalej ma apetyt taki, że mógłby wcinać wszystko, więc chyba 2 szklanki suchej karmy, by mu nie wystarczyły) :] Po tych niezbyt miłych przeżyciach zasięgnęłam wśród znajomych psiarzy opinii na temat pani M.- jak się dowiedziałam stawianie błędnych diagnoz i nietrafione leczenie to codzienność przychodni Arka.
Na koniec dodam tylko, iż mojego 7- miesiecznego psa znajdę, najprawdopodobniej nigdy wczesniej nieszczepionego na nic, nakazała zaszczepić jedynie jednokrotnie przeciw wszystkim chorobom, zapominając w dodatku o tak poważnej chorobie jak parwowiroza. Brak podstawowej wiedzy i kompetencji.

mucha138

 
Posty: 1
Od: Pt kwi 25, 2014 12:39

Post » Nie maja 18, 2014 13:12 Re: WROCŁAW i dolnośląskie

Witam Was i proszę o pomoc.
Szukam kontaktu z dr Atamaniukiem w celu wykonania USG. Słyszałam, że takich rzeczy nie wykonują już na UP? Czy on ma jakiś prywatny gabinet? Google jest bezradny :| Gdzie mam go szukać?
..........................♥Tosia&Bazyl♥.........................
ObrazekObrazek
'I had been told that the training procedure with cats was difficult. It's not. Mine had me trained in two days.'

Zapraszamy: http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=46&t=162710 cz. VI

NatjaSNB

Avatar użytkownika
 
Posty: 5686
Od: Czw lis 08, 2012 10:03
Lokalizacja: dolnośląskie

Post » Nie maja 18, 2014 15:05 Re: WROCŁAW i dolnośląskie

USG robią na uczelni, na tysiąc procent.
Obrazek
Obrazek

MalgWroclaw

Avatar użytkownika
 
Posty: 46758
Od: Czw paź 15, 2009 17:39
Lokalizacja: Wrocław, stolica Śląska :)

Post » Nie cze 01, 2014 23:57 Re: WROCŁAW i dolnośląskie

a czy w Legnicy ktoś mi poleci jakiegoś weterynarza?

Natruszka

 
Posty: 58
Od: Czw maja 30, 2013 19:47

Post » Śro cze 04, 2014 21:16 Re: WROCŁAW i dolnośląskie

NatjaSNB pisze:Witam Was i proszę o pomoc.
Szukam kontaktu z dr Atamaniukiem w celu wykonania USG. Słyszałam, że takich rzeczy nie wykonują już na UP? Czy on ma jakiś prywatny gabinet? Google jest bezradny :| Gdzie mam go szukać?


dr Wojciech Atamaniuk, 71 320 1043, wojciech.atamaniuk@up.wroc.pl
Dzwoń, pisz. Wspaniały lekarz, znakomity diagnostyk. Polecam! Robiłam u niego USG i RTG Sevilli, wziął ode mnie znacznie mniej, niż wskazywałby na to cennik.

Ja chcę bardzo polecić dr Dorotę Strugałę z Fizjowetu. Poleciła mi ją Ania z Wrocławskich Kotów, miała rację. Pierwsza wetka, która powiedziała: "nie wiem, muszę doczytać". Dzięki niej Sevilla jest teraz już na wziewnych lekach, nie na sterydach dopyszczkowych. Ma ataki naprawdę rzadko. Granada miała u niej sterylkę i też profesjonalnie wszystko. Warto :)

Madzio

 
Posty: 544
Od: Nie paź 21, 2012 19:18
Lokalizacja: Wrocław

Post » Śro cze 11, 2014 8:49 Re: WROCŁAW i dolnośląskie

Ja polecam przychodnię KUMAK u Pana Marka. Super profesjonalnie.

sidor

 
Posty: 2
Od: Śro cze 11, 2014 8:46
Lokalizacja: Wrocław

Post » Wto cze 24, 2014 19:16 Re: WROCŁAW i dolnośląskie

Klinika Cztery Łapy we Wrocławiu ul. Jagiellończyka. Ktoś coś o nich wie?

Bungo

 
Posty: 12069
Od: Pt lut 16, 2007 0:52
Lokalizacja: Kraków

Post » Nie cze 29, 2014 7:18 Re: WROCŁAW i dolnośląskie

to będzie o piesku, ale przeczytajcie, bo to przestroga również i dla właścicieli kotków.
Odradzam "kardiologa" - Patrycję Bednarz-Hebel, z Kliniki na Krzywoustego. Zdecydowanie! Dlaczego?

Napiszę po prostu jak było, a wnioski wyciągnięcie Państwo sami. To będzie długi opis, chcę nakreślić całokształt sytuacji.
- suczka, około 9-10 lat, do 10 kg, mieszaniec. W bardzo dobrej kondycji. Nagle zaczyna kuleć na tylną łapkę. Ponieważ kilka lat wcześniej miała operowany staw po urazie, zakładam, że to zapalenie stawu. Zdarzało się już tak w przeszłości. Podanie leku przeciwbólowego/przeciwzapalnego załatwiało sprawę i wszystko wracało do normy. Tym razem nie wróciło. Suczka kuleje coraz bardziej, grymasi przy jedzeniu, po tabletkach wymiotuje.
- Jest piątek. Suczka dostaje antybiotyk i lek przeciwbólowy w gabinecie u Edyty Filistowicz w Kłodzku. Umawiamy się na badania krwi na poniedziałek, żeby sprawdzić co się dzieje.
- sobota: suczka zaczyna kuleć też i na drugą łapkę. Dzwonię do Pani Filistowicz. Podejrzewa choroby odkleszczowe, które atakują układ nerwowy. Badania w poniedziałek powinny to potwierdzić.
- niedziela: suczka dostaje nagle ataku bólu. Wysiadają jej obie tylne łapki. Piszczy, skomli z bólu, szuka pozycji, w której będzie mniej bolało. Skojarzenie mam z atakiem korzonków u człowieka. Jadę do Pani Filistowicz do Kłodzka. Suczka dostaje leki przeciwbólowe, steryd. Wszystko pasuje do chorób odkleszczowych. Pani Filistowicz zwraca też uwagę na źle pracujące serce. Bardzo wyraźne szmery, łomotanie serca. Jak sama określa – stan serca to dramat. Mimo to, nie wzbudziło to mojego niepokoju. 2 lata wcześniej suczka dostała lek nasercowy zalecony przez Panią Filistowicz (jak się później okazało słusznie). Tyle, że wtedy suczka źle na niego zareagowała. Lek został odstawiony. Konieczna była konsultacja kardiologiczna. Dowiedziałam się wtedy, że owszem, są zmiany w sercu wynikające z procesu starzenia, ale suczka jest sportowcem, dużo biega, jej serce to „serce sportowca”. Szumy w sercu nie są dla niej niczym złym, bo serce sportowca świetnie sobie radzi. Od tej pory właśnie tak reaguje na hasło: szmery w sercu, odpowiadam: tak, wiem, kardiolog powiedział, że u niej to normalne. Mam uśpioną czujność. Tym bardziej, że suczka nie ma żadnych objawów: ani nie dyszy, ani nie sinieje jej język, nie ma omdleń.
- noc z niedzieli na poniedziałek: suczka oddycha bardzo ciężko, dalej nie może stanąć na tylnych łapkach. Serce łomocze jej tak, że wręcz je słyszę jak siedzę obok niej. Tłumaczę to ogromnym bólem. Jest w półśnie, widać, że cierpi. Boję się, że nie dożyje rana, że serce nie wytrzyma.
- poniedziałek: badania krwi wykluczają choroby odkleszczowe, ma mocno podwyższone leukocyty. Zdjęcie boczne RTG kręgosłupa nie wykazuje żadnych zmian. Pani Filistowicz odsyła mnie do Wrocławia. Ona nie ma możliwości dalszej diagnostyki. Sama podejrzewam nowotwór. Suczka miała kilka miesięcy wcześniej obustronną mastektomię, histopatologia guzów wykazała nowotwór ze skłonnością do przekształcenia się w złośliwy. Po operacji wróciła do formy, nic złego się nie działo. Aż do teraz. Skojarzenie nasuwa się samo: przerzuty.
- wieczorem jestem we Wrocławiu. Przyjmuje mnie w gabinecie Krzysztof Nabzdyk (to on operował wcześniej suczkę). Podaje silne leki przeciwbólowe, steryd. Wykonuje USG narządów wewnętrznych, prześwietlenie RTG obydwu łapek. Nic nie znajduje. Pan Nabzdyk również zwraca uwagę na serce. Słychać wyraźne szmery, doradza rezonans rdzenia kręgowego i koniecznie konsultację kardiologiczną. Serce jest na tyle w kiepskim stanie, że ma wątpliwości, czy będzie można znieczulić suczkę do rezonansu. Zadecyduje kardiolog. Kieruje mnie do kardiologa – Patrycji Bednarz – Hebel (koneksje rodzinne, żona Pana Nabzdyka to Roksana Bednarz – Nabzdyk), jak się później okazało jest to ta sama kardiolog, która badała suczkę 2 lata wcześniej). Rezonans poleca u Pana Dariusza Niedzielskiego, u niego w klinice pracuje również Patrycja Bednarz-Hebel i jej mąż Mateusz Hebel.
- wtorek: suczka przespała spokojnie noc, leki podane dzień wcześniej zadziałały. Wygląda jakby czuła się lepiej. Mimo to jadę z nią na rezonans. Dr Niedzielski również słyszy szmery w sercu, prosi o konsultację Mateusza Hebla – radiologa i anestezjologa. Pan Hebel zgadza się na podanie znieczulenia, w sercu słychać szmery, ale praca serce jest ok. Nie powinno być problemu ze znieczuleniem. Nie ma. Rezonans zostaje wykonany. I tutaj dr Niedzielski przedstawia mi diagnozę, której, po raz pierwszy w życiu, mimo wykształcenia biologicznego, właściwie nie rozumiem. Na rdzeniu nie ma żadnych zmian nowotworowych. Na upartego można doszukać się jakiegoś „cienia” na rdzeniu, który gdyby się rozwinął mógłby dać takie objawy. Jeśli za tydzień stan się nie poprawi, sugeruje powtórkę rezonansu, żeby sprawdzić czy „cień” się rozwinął. Możliwe, że stan suczki wynika również ze słabego ukrwienia tylnych łapek. Tutaj pytanie co powie kardiolog…
- w końcu, popołudniu we wtorek, dochodzi do wizyty u kardiologa – u Pani Patrycji Bednarz–Hebel. Suczka czuje się lepiej, znieczulenie przy rezonansie zrobiło swoje. Jest zmęczona, ale nie odczuwa bólu. Kardiolog, bardzo sympatyczna, miła Pani, przypomina sobie suczkę. Rzeczywiście badała ją dwa lata temu. Wykonuje echo serca i EKG. Rzeczywiście widać proces uszkodzenia serca, zastawek, serce jest powiększone, EKG nie jest w normie, jest gorzej niż 2 lata wcześniej, ale… również i tym razem Pani Bednarz-Hebel nie wprowadza żadnego leczenia. Serce sportowca da sobie radę samo. Kiedy zwracam uwagę, że tylne łapki są zimniejsze niż przednie, pani Bednarz nie reaguje. Ewentualna konsultacja za pół roku.
- tydzień później suczka umiera na moich rękach… Przez całą noc cicho wyje, ledwo oddycha, widać, że ból ją wykańcza. Cały czas tak naprawdę miała zator na tętnicy brzusznej, tak duży, że krew nie dopływała do tylnych łap. Tzw. zakrzepica….
Co się działo przez ten tydzień?
Codziennie byłam z nią w gabinecie weterynaryjnym.
Najpierw znowu w Kłodzku. Uspokojona diagnozą Dr Niedzielskiego, że w rdzeniu nic nie ma i diagnozą Pani Bednarz-Hebel, że z sercem też jest ok, tłumaczę sobie, że suczka musiała mieć chwilowy atak, stan zapalny korzonków, jak u ludzi. Dostanie zastrzyki i wszystko się uspokoi.
Pani Filistowicz w Kłodzku wykonywała tylko zalecania Dr Niedzielskiego, podawała leki przeciwbólowe i przeciwzapalne (niesteroidowe). Zdziwiła się diagnozą kardiologiczną, ale nie dociekała czy ma ona sens, czy nie. Kardiolog powiedział, że jest ok, no to jest ok. Kiedy zwróciłam uwagę na to, że tylne łapki suczki są zimniejsze niż przednie, usłyszałam: ciekawe… i tyle.
Dzień później stan suczki znowu gwałtownie się pogorsza. Nie czekam już, tylko od razu jadę do Wrocławia. Znowu do Pana Nabzdyka. On również zdziwił się diagnozą kardiologiczną, brakiem podjętego leczenia, ale również nie dociekał, dlaczego tak jest. Uznał, że to musi być w takim razie na tle neurologicznym. Należy podawać steryd i leki przeciwbólowe. Po 3 dniach powinna nastąpić poprawa. Wtedy sama tak myślałam. W końcu po pierwszych takich zastrzykach rzeczywiście stan suczki się poprawił.
Zastrzyki nie pomogły jednak. Stan suczki nie poprawiał się, tylko się pogarszał. Ból, dyszenie, łomotanie serce, brak czucia w tylnych łapkach. Zaczęło się szukanie przyczyny na oślep. Może pasożyt, może jednak nowotwór, może choroby autoimmunologiczne? Wszystko zostało wykluczone na podstawie badań krwi. Mocz również był w porządku. Suczka była coraz bardziej osłabiona, wyniki krwi nagle jej się pogorszyły. Inny weterynarz upierał się, że to może być przyczyna kardiologiczna. Miałam wątpliwości, czy ma rację, w końcu byłam przecież na konsultacji u kardiologa… Ale zgodziłam się, że należy to sprawdzić. W poniedziałek dzwonię na kardiologię na Uniwersytet Przyrodniczy. Odbiera ktoś niekompetentny, bo udziela mi informacji, że takich badań u psów się nie robi, tylko u kotów. Rezygnuje. Wiem, że za chwilę znowu będę w gabinecie weterynaryjnym. Umawiam tylko konsultację neurologiczną.
Jeszcze tego samego dnia, pojawiam się ponownie u Pana Nabzydka. Przyjmuje mnie jego żona – Bednarz-Nabzdyk. Sam Pan Nabzydk wysłał do mnie swoją Asystentkę. Sam nie zamienił ze mną ani jednego słowa, tylko wyszedł na papierosa. Widziałam miny Pani Nabzdyk, Asystentki – popłakałam się. Spytałam czy powinnam uśpić suczkę. Pani Nabzdyk poradziła: nie, jeszcze poczekać. Usłyszałam, że suczka prawdopodobnie ma zakrzepicę, że to jednak problem kardiologiczny. Można to sprawdzić badając przepływ w naczyniach – badanie dopplerowskie. Tym razem wiedziałam konkretnie o co pytać na Uniwersytecie Przyrodniczym. Badanie zostaje wykonane jeszcze tego samego dnia. Potwierdza ono, że suczka ma ogromny zator na tętnicy brzusznej. Do jednej łapki krew nie dopływa w ogóle, do drugiej dopływa w 11%. Lekarz wykonujący badanie, jako jedyny spojrzał mi w oczy i powiedział: jest źle, bardzo źle. Proszę się przygotować na najgorsze.
Próba rozpuszczenia zatoru nie powiodła się. Badanie Doplerowskie wykonane było w poniedziałek wieczorem. W środę rano suczka nie żyła – tydzień po wizycie u „kardiologa” - Pani Patrycji Bednarz-Hebel.
Czy Pani Bednarz-Hebel popełniła błąd w diagnozie? Proszę, odpowiedzcie Państwo sami.
Dla mnie tak – popełniła, bo jej diagnoza zmyliła wszystkich weterynarzy (poza jednym, za co mu dziękuję). Zaczęli szukać zupełnie gdzie indziej. Problem kardiologiczny odrzucili.
Nie jestem naiwna, wiem, że psy w końcu odchodzą, że nie wszystkim można pomóc. Ale tutaj mam poczucie, że suczkę można było uratować. Głupią aspiryną. Błąd był już 2 lata temu. Już wtedy Pani Bednarz-Hebel uśpiła moją czujność. Szmery w sercu – to normalka. Pech polegał na tym, że poza tym suczka nie miała innych objawów. Szmerami w sercu miałam się nie martwić. Nawet po 2 latach, kiedy wszyscy określali stan serca jako zły, Pani Bednarz–Hebel nie zaleciła żadnego leczenia. Nic. Mam wrażenie, że suczka skazana była na zator. Wcześniej czy później to się musiało stać, skoro w żaden sposób nie była leczona.
Skontaktowałam się z Panią Bednarz-Hebel już po wszystkim. Obwiniłam ją za to, co się stało z moją suczką. Że gdyby nie jej diagnoza, suczka albo by żyła dalej, albo jej cierpienie nie byłoby aż tak duże. Pani Hebel nie poczuwa się do winy. Twierdzi, że wszystko zrobiła tak jak trzeba, a moja reakcja jest czysto emocjonalna. W SMSie zwróciła się do mnie słowami: „rozumiem Pani frustrację…”. No tak… Kim może być ktoś, kto próbuje dociec co się stało z jego psem, jak nie frustratem…
Moja suczka była moim Przyjacielem. Wiernym, oddanym. Była ze mną wszędzie, w pracy, w domu, na wakacjach, wszędzie. Mam poczucie, że na sam koniec ją zawiodłam, bo kiedy potrzebowała pomocy zaprowadziłam ją do niewłaściwych ludzi – skupionych na sobie, bojących się narazić kolegom – bo ani Pani Filistowicz, ani Pan Nabzdyk nie podważyli diagnozy Pani Bednarz-Hebel, ani Dr Niedzielskiego. Mimo, że jak sami mówili, świetnie się znają, są powiązani koleżeńsko i rodzinnie, nie zadzwonili do siebie, nie porozmawiali. Dr Niedzielski stawiając diagnozę, nie potrafił powiedzieć: nie wiem. Szukał przyczyny neurologicznej na siłę, zamiast powiedzieć: szukajcie dalej. Niestety Ci, którzy mogli pomóc suczce pojawili się zbyt późno… bardzo tego żałuję.
Zawiodłam Przyjaciela, bo niestety zaufałam niewłaściwym ludziom: Pani Bednarz-Hebel, Panu Niedzielskiemu, Pani Filistowicz, Panu Nabzdykowi…

Gra_za

 
Posty: 3
Od: Nie cze 29, 2014 7:10

Post » Nie cze 29, 2014 7:21 Re: WROCŁAW i dolnośląskie

Atamaniuk dalej jest na UP, w pracowni USG. Napewno uda Ci się z nim umówić. Mnie się udało. Jedyny, który podszedł fachowo do mojego zwierzaka. Stan był krytyczny, niestety nie udało się jej uratować. Gdybym trafiła wcześniej do Atamaniuka, może by się dało... na 100% dalej jest na UP.

NatjaSNB pisze:Witam Was i proszę o pomoc.
Szukam kontaktu z dr Atamaniukiem w celu wykonania USG. Słyszałam, że takich rzeczy nie wykonują już na UP? Czy on ma jakiś prywatny gabinet? Google jest bezradny :| Gdzie mam go szukać?

Gra_za

 
Posty: 3
Od: Nie cze 29, 2014 7:10

Post » Sob lip 12, 2014 17:24 Re: WROCŁAW i dolnośląskie

dziękuję, dziewczyny!
..........................♥Tosia&Bazyl♥.........................
ObrazekObrazek
'I had been told that the training procedure with cats was difficult. It's not. Mine had me trained in two days.'

Zapraszamy: http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=46&t=162710 cz. VI

NatjaSNB

Avatar użytkownika
 
Posty: 5686
Od: Czw lis 08, 2012 10:03
Lokalizacja: dolnośląskie

Post » Pon lip 14, 2014 13:49 Re: WROCŁAW i dolnośląskie

stopopliszka pisze:Chcę odradzić przychodnię dla zwierząt przy Uniwersytecie Przyrodniczym we Wrocławiu, na Klinikach tegoż UP tą która pełni dyżury również w niedzielę i święta.

Prosiłabym nie usuwać tego postu bo to ważne ostrzeżenie


Po raz trzeci : było tragicznie, trafiłam tam z kotem z zapaleniem pęcherza, w momencie zatkania, w święto!!! Tłum ludzi, mega kolejka, a ja czekam i czekam, jak już mnie przyjęto musiałam prosić żeby spróbowano metod typu masaż, leki aby odetkać mojego kota, nikt się do tego nie przyłożył, skończyło się na jednorazowym naciśnięciu kota i stwierdzeniu nie da rady. Rozpoczęto cewnikowanie. Trwało ponad godzinę (a w ogóle spędziłam tam prawie cały dzień tyle to wszystko trwało, z tego co wiem pod narkozą też nie można pozostawać zbyt długo), kot pomimo znieczulenia momentami wił się z bólu, samo cewnikowanie nie polegało na delikatnych próbach włożenia cewnika tylko na jak to nazwę "dziubaniu" tym cewnikiem, wszędzie była krew, nie mocz z krwią, umiem to odróżnić (a nie powinno być!!!), po ich zabiegu kot i tak miał problemy wypływaniem moczu przez ten cewnik. Nie zrobiono żadnych badań, a orzeknięto że trudności z przejściem cewnika były spowodowane przez kamienie cytuję " które ułożyły się jak wagoniki jeden za drugim w cewce". Żadnych kamieni nie było , bo mój kot był później otwierany przez mojego weta w ostatecznej próbie ratowania poprzez założenie cewnika od środka. Jedyne co było w pęcherzu to skrzepy krwi po cewnikowaniu na UP i mocz w jamie otrzewnej. Jak i w pierwszym przypadku w kartę wpisano bzdury. Koniec z końcem mój kot otrzymał tam gwóźdź do trumny w postaci rozwalonej cewki moczowej.


Przypomnialas mi koszmar sprzed 20 lat - tez tam cewnikowalem kota. Zeby oddac sprawiedliwosc - tylko tam sie podjeli, bo w okolicy 1992 wiekszosc wetow mowila "uspic!" gdy sie szlo z kocurkiem do cewnikowania. Jeden lekarz to potrafil i on mi kota poltora roku trzymal przy zyciu, robiac to czasem 2-3 w tygodniu. Wtedy sie robilo na zywca, bez narkozy... i gosc potrafil w doslownie minutke go odetkac, a kot prawie nie cierpial przy tym. Tylko potem sie zwolnil i pierwsza proba cewnikowania przez innego lekarza skonczyla sie tragicznie - poszarpali/porozrywali mu moczowody (i nie powiedzieli o tym!) i mimo znieczulenia darl sie przerazliwie podczas zabiegu. Kot dwa dni cierpial, a potem go uspilem. :/

Pol roku temu pojechalem z kotem do dr Hildebrandta (taki ponoc koci House). Umowiony na konkretna godzine. I bylo ok. Tylko, ze na wyniki morfologii czekalismy PIEC GODZIN. Bo tam nie robia ich od reki, tylko jak juz nazbieraja sporo, to sla do labolatorium, gdzie sie je robi hurtowo. Kot szalal w transporterze, bo dookola halas, szczekanie, miauczenie itd.

Oj, naprawde nie chcialbym tam isc ponownie.
Obrazek


Ludzie, którzy nie lubią kotów, w poprzednim życiu musieli być myszami.

Lifter

Avatar użytkownika
 
Posty: 4760
Od: Pt sie 09, 2013 10:47
Lokalizacja: Wrocław

Post » Śro lip 30, 2014 6:28 Re: WROCŁAW i dolnośląskie

czy ktoś się orientuje, kiedy dokładnie dr Atamaniuk wraca z urlopu?
..........................♥Tosia&Bazyl♥.........................
ObrazekObrazek
'I had been told that the training procedure with cats was difficult. It's not. Mine had me trained in two days.'

Zapraszamy: http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=46&t=162710 cz. VI

NatjaSNB

Avatar użytkownika
 
Posty: 5686
Od: Czw lis 08, 2012 10:03
Lokalizacja: dolnośląskie

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość