Obowiązki też, ale przede wszystkim byłam w szpitalu, wycinali mi polip w nosie. Ale już jestem.
U Joli nic się nie wyadoptowało, za to bardzo rozchorowała się Myszka.
Zaczęła się źle czuć parę tygodni temu, nie wiadomo było co to, Jola była z nią u weta, zrobiła badania krwi, Mysia brała leki, ale cały czas nie było diagnozy. Dopiero USG wykazało, że koteczka ma ogromny przerost serca - jest tak wielkie, że przesłania płuca. To przerost lewej komory. Wetka powiedziała, że przy tak dużych zmianach nie ma szans na ustabilizowanie stanu zdrowia. Koty rzadko chorują na serce, więc pierwsze podejrzenia wetki szły w innym kierunku, chociaż Jola od razu mówiła, że "coś jest z sercem", bo słyszała jego szybkie bicie. Mysia bardzo ciężko oddycha, ma płyn w płucach, dostała furosemid i leki nasercowe, może trochę pomogą, ale przy tak nasilonych zmianach los koteczki jest właściwie przesądzony - Mysia ma przed sobą niewiele życia. Jola wsadziła ją do klatki pobytowej, którą postrawiła tuż obok swojego łóżka - chodzi o to, żeby kotka czuła, że jest przy Joli, a jednocześnie miała spokój od innych kotów.
Po furosemidzie Mysia wysiusiała sie porządnie 3 razy, to jej na pewno przyniosło ulgę. Dziś jest nieco lepiej, po leku serduszko trochę zwolniło, ale koteczka nie je, Jola podaje jej trochę jedzenia płynnego strzykawką.
Myślę, że ostatnie zbliżenie Mysi do człowieka, to że nagle zrobiła się miziasta, było spowodowane potrzebą poproszenia o pomoc. Jola płacze, bo nie może jej pomóc, ta bezsilność jest okropna. Na pewno nie pozwoli jej niepotrzebnie cierpieć.
Mysia, jeszcze zdrowa
