U nas było wczoraj deczko wetowosko. Pojechała na przegląd Mynia co rankiem nam zaświergoliła jak rasowy solista rockowy. Jako panikara czekałam tylko na wybicie 11 godziny by podyrdać do naszej wetki . Pojechał i Drops celem obadania czy futro i on maja się dobrze. Zawsze to lżej myśleć, że przebieg benzynowy ma sens przy więcej niż jednym kocie.

Mysia trzyma się. Stan (o dziwo jak dla mnie) nie jest zły. Dostaje uodparniacze i mamy obserwować kota.
Drops odrasta i też wsio jest ok. Grzeczny był bo nie podjął próby zeżarcia wetki.
Będąc w domu pozwalam kotom siedzieć w siatkach

Pingwiny przychodzą w komplecie. Za to w kotłownianych nie ma czarnej koteczki już jakiś czas.Martwię się. Barak ożarty z chrupek a na nowo naszykowanym posłanku kłaki kocie są.
Moje cudne, wojskowo-zielone kocie porteczki chyba zatęskniły za bucikami i planują wybrać się do Portkowego Nieba. Smyrało mnie już jakiś czas zimnymi owiewkami po cellulitowych udzikach. Ale dziś podmacałam je i opatrzyłam okiem bystry. Siem przetarły, rozdziurzyły... Zaraz będę świecić niewymowną skórką pomarańczową. Czas popatrzeć za następcą.

Przeszły deczko w swym portkowym życiu. Nie jedna zimę widziały, nie jeden płot pokonały...Emerytury nastał czas.
Beatce i Gutkowi dziękuję za pięknego maila i fotki

Wracam do wyra. Rudolf mnie obudził już o 3 rano a moje zbesztanie go za skoki po klacie, dało sygnał czeredzie ,że czas ruszać do pokarmowego boju. Wygrali.
