Chodzę do szkoły na Boninie ( Poznań ) i od długiego czasu widuję tam zdziczałe koty, które są dokarmiane przez okoliczne Panie,czasami też przeze mnie i koleżankę . Ostatnio gdy byłyśmy zanieść im jedzenie zauważyłyśmy, że jeden z kotów ma narośl na pyszczku. Widać, że utrudnia mu to oddychanie. Sama nie bardzo mam jak go wziąć do domu, ze względu na dwa psy. Dodatkowo podejrzewam, że do złapania go potrzebna będzie klatka. Bo on co prawda przyzwyczajony jest do obecności ludzi, ale widać że nie miał nigdy z nimi kontaktu i się boi. Myślę, że bezcelowe jest dzwonienie do starży miejskiej czy do schronisk bo oni i tak nic z tym nie zrobią, a widać że kot się męczy. Nie bardzo wiem co zrobić, a nie chciałabym zostawiać tak tej sprawy.
Zdjęcie kota, jak widać można naprawdę blisko do niego podejść:

Pozdrawiam