Witajcie
Prawie rok czasu dokarmiałam wolnożyjącą, dorosłą kotkę.
Kotka- Tosia- pewna siebie, niezależna, choć przybiegająca na wołanie, dająca się nosić, głaskać, drapać,o ślicznym pyszczku tygryska, miła i wdzięczna. Żyjąca sama, bez towarzystwa innych kotów. Od osób, które ją wcześniej znały i dokarmiały , wiem, że miała raz małe i że mieszkała tam od co najmniej dwóch lat (schronienie w kotłowni).
Bardzo zżyłyśmy się w ostatnich miesiącach, po pewnym czasie wychodziłam do niej już dwa razy dziennie, w końcu (mimo posiadania już trzech kotów....)zabrałam ją do domu To było zaraz po Nowym Roku.
Minęły trzy miesiące i chociaż Tosia już się na pewno trochę przyzwyczaiła do nowego miejsca i z pozostałymi kotami żyje dobrze (neutralnie), zmienił się jej stosunek do mnie- notorycznie mnie ucieka jak się zbliżam i sprawia wrażenie nieszczęśliwej (wyraz pyszczka).
W przeciwieństwie do pozostałych kotów, nigdy mnie nie wita jak wracam do domu, za to za każdym razem jak podchodzę czmycha za kanapę- szybko, gwałtownie i zdecydowanie- zupełnie jak dziki kot. Jedyny wyjątek stanowią sytuacje, gdy przychodzi do kuchni jeść albo gdy jest bardzo bardzo senna i zwinięta w kłębuszek- wtedy daje się pogłaskać i wziąć na rączki.
Zastanawiam się czy chcąc dobrze nie unieszczęśliwiłam jej zamykając w czterech ścianach....
Zastanawiam się czy nie byłoby jej lepiej z powrotem na wolności.
Niestety Tosia mi tego nie powie, więc mam cichą nadzieję, ze może ktoś miał podobne doświadczenia i może coś doradzić?
Sporo znajomych ma lub miało koty i jakkolwiek wiem że (koty) boją się obcych, nigdy nie słyszałam, żeby zwierzę aż tak uciekało od swojego opiekuna.
A może to nie jest strach tylko okazanie jakiejś swojej niezależności?
Kasia