Przede wszystkim nie powinnam była aż tak bardzo wierzyć. od poczatku powinnam sie oswajać z myślą, że Wojtuś wkrótce odejdzie.
Bo nie wiem, czy wiecie, jak to jest, kiedy tak wielka ludzka wiara nagle obraca się w perzynę. Wali się wszystko i zostają gruzy, z których już nic nie da się zbudować.
Nie będę pisała, co czuję....
Decyzja została podjęta, ale mój maleńki najmilszy chłopczyk w dobroci swojego serduszka nawet tego postanowił mi oszczędzić. Zasnął sam, cichutko i spokojnie w drodze do lekarza.
Nie wróci do mnie w innym futerku, wogóle do mnie nie wróci, i ja wcale tego nie chcę, bo tam, gdzie jest, jest zdrowy, silny i już taki duży! A tu znów czekałoby go życie, nie wiem, czy dobre, czy nie, a na końcu napewno znów okraszone bólem umierania.
Ale mam nadzieję, że tam gdzieś bedzie na mnie czekał, razem z Wujkiem Wiktorem, Groszkiem i Kresią. Bedzie dla mnie zaszczytem przejść w ich towarzystwie na drugą stronę. Bardzo na to czekam, bardzo chcę ich znowu zobaczyć.
I tak oto vipkowo znów jest w starym składzie.
Zbieram się w sobie, bo jest tu kilka istnień, które są ode mnie zależne, które mnie potrzebują.
Ale w najmniej oczekiwanych momentach ból podnosi swój paskudny pysk, rozpacz wyłazi z kąta.
I wszystko wraca, i wypłakuję oczy nad napoczętą saszetką conva, zsiusianym jaśkiem czy jeszcze nieumytym Wojtusiowym spodeczkiem.
Na moim cmentarzyku przybyła jeszcze jedna malutka mogiłka....
Ten wątek był wątkiem pomocowym.
Tak pięknie się potem rozwinął....
Mój malutki chłopczyk zjednoczył tyle wspaniałych osób!
Dziękuję, że byliście z nami, że przeżywaliście z nami małe radości, wspieraliście, a na końcu płakaliście ze mną.
Ale nie mogę dłużej prowadzić Wojtusiowego wątku.
Bo zabrakło tej najważniejszej istotki.....
