Kiedy Kropa do mnie trafiła, była trochę dzika, pierwsze dwa dni przesiedziała za szafką, potem zaczęła się oswajać, była co raz bardziej miziasta. Gdy mój chłopek wracał z pracy cały czas za nim łaziła, a potem potrafiła przesiedzieć na nim pół wieczora, mrucząc bez przerwy. Wchodziła na kolana, łapki opierała na jego klacie i mrumrała przy twarzy...
Potem ze względu na remont przenieśliśmy się wszyscy do moich rodziców. Jest nas pięć osób i kota.
I takie mam podejrzenia, że chyba mi ją rozbestwili... Cały czas jest w domu moja mama, ojciec też często, bo na emeryturze, do tego mój brat... Całe to towarzystwo chodzi wokół Kropy, głaska ją, na wszystko jej pozwala... I już nie jest miziasta. Nie wchodzi na nikogo, nie mizia się, nie przychodzi się ocierać, nie mruczka, nie robi baranków...
Czy ona jest rozbestwiona?? Czy to wpływ tego, że cały czas ktoś koło niej biega?
Zwykle koty z czasem są bardziej miziate, a ta odwrotnie... Dlaczego???