Wczoraj rano pomogłam Dyziowi odejść
Po styczniowym kryzysie myślałam, że już będzie tylko lepiej, ale w zeszłym tygodniu infekcja powróciła, znów wyciek z oka i z nosa, nadżerki, odmowa jedzenia (musiałam karmić strzykawką).
W sobotę wydawało się, że antybiotyk działa, wyciek znacznie się zmniejszył.
W niedzielę rano leżał nieruchomo na boku, katar wrócił, Dyziu z ledwością oddychał, szybko i płytko i nie reagował na to co się wokół dzieje. W lecznicy okazało się, że temperatura spadła do 32 st. Podjęliśmy decyzję o skróceniu jego cierpienia.
Dziwnie tak teraz bez niego. Ostatnio wszystko w moim życiu kręciło się wokół tego aby Dyziowi podarować jeszcze trochę czasu, ale wiem że to była właściwa decyzja.
Dziękuję wszystkim, którzy trzymali za Dyzia kciuki.
Wstawiam zdjęcie zrobione 7.02. gdy miałam nadzieję, że wszystko idzie ku dobremu. I tak go zapamiętajmy.
