Leje. Wróciłam z karmienia zlana wodą norka . Wszystko mokre. Kotom do misek się leje. Do butów mi się leje. Kurtka przemokła do żywego ciała. Mojego. Okulary zapadane tak, że świata nie widać. Zdjęłam je bo nic zrobić nie mogłam. A potem... zapomniałam i dawaj je szukać w zwałach śniegu w opadającym mroku. Stawiałam nożynki jak baletnica by nie wleźć na moje szkiełka. Wpadłam wreszcie na
pomysła by zaświecić sobie latareczką co ją w kieszonce miałam. Sięgając po nią wyczułam pod paluszkami swymi ...okularki.

Skleroza nie wybiera.

Nie pamiętam momentu ich zdejmowania. Za diabła.
A idąc tym tropem ,znalazłam swoje naszyjnkowe precjozo co go na ubaw miałam założyć . Też go szukałam przed imprezą , znalazłam z okrzykiem szczęścia bom w czerwone się chciała przyozdobić i położyłam w dobre miejsce. I to dobre miejsce było tak dobre, że do wczoraj naszyjnika nie namierzyłam. Poszłam prawie na golasa szyjnego. Skleroza nie wybiera.

Jeszcze tylko marynarkę czarną namierzę i będę szczęśliwą posiadaczką zagubionych rzeczy. Marynarka, zwiewna i powiewna zanikła mi gdzieś w lato. Pamiętam, że ją chowałam w ...dobre miejsce.
U pingwinów ktoś zdemolował budki i wyrzucił wszystkie miseczki i styropianowe podkłady pod zastawę i budki.. I nie był to pies.
