Więc tak: wybrałyśmy się z MB; miejsce odnalezione ( nie było łatwo

)- jest to spory teren, stają tam hale-garaże. W poszczególnych budynkach warsztaty i warsztay, głównie samochodowe. Wokół pełno wraków i innego złomu. Ludzi niewiele, zagadałyśmy do dwóch z jednego z warsztatów. Nie wiem, czy to ci z którymi rozmawiała siostra Kingi, bo ani nie potwierdzili ani ni zaprzeczyli, że z kimś o kotach rozmawiali. Potwierdzili natomiast, że koty są - tłuste, wypasione, i żeby z szefową rozmawiać , bo ona się nimi zajmuje.
Kontakt ( tel) z szefową nastąpił. Szefowa jest za sterylkami, widzi problem w nadmiarze zwierząt, pomaga jak może ( karmi, w ub. r. zabrała mocne chorego kotka leczyć, jakieś koty zabrała do domu) , ale nie wie jak zabrać się za łapanie.... Koty, owszem lecą do niej i innych karmiących, niektóre wchodzą do kanciapy, czasem któryś da się pogłaskać przy misce, ale złapać w ręce - co to to nie
Trudno odróżnić, bo większość to burasy.
Umówiłam się z Panią na osobiste narady i kombinacje jak problem rozgryźć.... jest przygotowana na to, że trzeba będzie kota zawieźć do weta, od niego do schroniska na przetrzymanie a potem odebrać, choć tu chętnie widziałaby też naszą pomoc
Duży problem widzę w zwyczajach tych kotów - zbórka na śniadanie to ok. 5 rano ( bo tak przychodz kierowcy, tórzy mają tam samochody , a oni karmią)
